Z Sulejowa wytransferowaliśmy się do Ślesina, gdyż ponieważ tam nasz nocleg. Hotel Kakadu gwiazdkami nie siał ale przynajmniej była łazienka w pokoju ( bo M wcześniej zarezerwował jakiś ultra szajs z kibelkiem na 4 pokoje 😛 – sory compadre ty już nic więcej nie rezerwujesz :D).

Z racji mokrości już po Sulejowie ledwo weszliśmy i odrazu suszymy 😉

Szau nie ma ale jest sucho, czysto i bardzo dobre śniadania – trzeba więcej?

 

 

Następnego poranka szybkie obfite śniadanie i co robimy? No może poczekamy na Fabera i Irona, w sumie mamy dzień. No mamy w sumie, możemy. No i tak czekaliśmy i czekaliśmy aż Faber ostatecznie dał znać, że oni na czas to nie będą. Nic dziwnego w końcu są spod Torunia, stamtąd nic nie może być ok. Tym bardziej na czas.

Na Honoracie stało już kilkanaście aut ale udało nam się przykleić do ławki.

 

Klarujemy sprzęt i czekamy dalej na pierników.

 

Bzy bzy… tu Faber, na nas nie czekajta, trafiliśmy na zlot maluchów powiązany z przejazdem przez pole kukurydzy – czytaj nie wiem kiedy będziemy. No dopsz idziemy zatem do wody sami. Super, a baterie do aparatu zrobiły psikusa i sie nie naładowały w ogóle – bo ktoś tu zapomniał o końcówce do ładowarki, a podłączenie na rympał jak widac nie zadziałało. Decyzja tylko jedna, z racji tego że pierniki przyjadą tylko na jednego nura to aparat powinien jeszcze tego jednego nura ogarnąć. Sprzęt zatem zostaje. Idziemy na waleta 😉

W wodzie jak w wodzie mokro 🙂 Za platformą na 30m odbijamy w lewika. Z daleka widzę, że dzieje się grubo. Płynie ta królewska para, w rebach za 100 milionów pinionsów. I płynie… koniem. Cały syf podbija z dna i płynie dalej zadowolona, bo przecież przed nimi nikogo nie ma, bo po co trym trzymać, ehhhh. Mijamy to to pokazując pewną kończynę środkową. Nareszcie wizura! Aczkolwiek była to godzina 11 z minutami więc stada nurków już raz przeszły. Nura zamykamy w okolicach 65minut. Wystarczy 😉

M po nurze wyszedł średnio zadowolony, wręcz cieknący. Z deka mu sie popuściło po galotach 🙂

Zajeżdżają w końcu bydzianie. Głodni! tak więc trzeba rozpalić wyngla, wrzucić habaninę i znowu poczekać.

Mistrz patelni Mc Faber

Nie spieszy się nam 😉 Faberowi też. Klarowanie to jego drugie imie. Robi to tak sprawnie, że wielu graczy rozegrałoby ze 2-3 partie szachów, a Faber wraz spinałby lewy pas z prawym.

Mariusz bierze drugi ocieplacz, niestety dalej go zlewa. Wystawka zrobiła się spora w więc jest z czego wybierać 🙂

A jeśli o zalewaniu mowa to – fot. by Faber – tytuł – Hajłej tu Toruń

W drodze na dół Faber odpala śmigło. Dostał nowe płetwy i szpanuje przed dziewczynami. Ale jak to w jego wieku i przypadku bywa trwa to 13 sekund z papierosem w ręku.

Ściany śląskiej czekolady

Czerwony jak cegła dostał jedno strategiczne zadanie, no góra dwa. Miał prowadzić i miał doświetlać. Rok 2017 definitywnie przejdzie pod nazwą błędnie wyznaczonych osób do błędnych dla nich zadań

Jak się skupi to nawet nawet…

W tamtym roku Grażynko lepiej doświetlałaś

 

Iron chwyta młot w dłoń

Płyniemy dalej, czuć pinions 🙂

a z racji czystości wody i nadatności jej do spożycia, każdy z nas jak prawdziwy cebulak pije ile się da. Mariusznawet się kąpię!

Faber niestety nie jest jak książka i na półkę się nie nadaje

Dorywam obu i strzelam szybką serią, nie mają szans 😀

Płyniemy dalej i szału nie ma. Wizura zbełtana już konkretnie. Nastepuje lekkie obesranie 😉

Ten lider i śledzenie go to łojezusicku… za jakie grzechy???

Latarnie

Zaraz potem z braku podziału na teamy dochodzi do tak zwanej zjebki i bydzianini spiepszają gdzieś… gdzieś…

Przepływamy przez las i odnajdujemy na chwilę Fabera, by zgubić go powtórnie i potem raz jeszcze.Ten gość ma swój dzień! Dzień Piernika!

Wbijamy na auto

Faber bierze sobie do serca znaki które nadawałem mu pod wodą i zaczyna pracę z oświetleniem z zupełnie innej beczki 😀

Wiadome, co się ma marnować 🙂

Parcie na szkło jest, Faber jest, ok możemy cykać 🙂

Człowiek czerwonka doprowadza nas do HMS Honorata. nowa atrakcja – przynajmniej dla nas 🙂 i gdzieś się gubi po raz kolejny!

W międzyczasie Mariusz przejął światło i mimochodem wyszło lepiej niż z Faberem 🙂

  

W drodze powrotnej trafiamy jeszcze na wóz – jak mnie słyszysz, halo wóz?!

Na końcu wycieczki za to trafiamy na Irona 🙂 ten z nudów i z przepicia wodą stwierdził, że umyje co się da. W końcu zapłacił za te wode czyż nie? 🙂

A Fabera już nie spotykamy pod wodą, widzimy tylko jego bąble 😛 Za to z wody wychodzi niczym Tomi li Dżones vel husajn Ahmed  Mudżahedin Bolt

Się z deka rozmyłem…

Psiapsiólki forever and ever

                

Bo dźwiganie tego cholerstwa łatwe i przyjemne nie jest 😉

Mina Irona mówi wszystko – MY TU JESZCZE WRÓCIMY! ( pewnie za rok 😀 )

Od prawej – eM vel Mariusz – schudł z 20kg, wszystko przez arabski tatuaż, niestety jest daltonistą i nie odróżnia pomarańczy od czerwieni
Se mua, schudł 20kg wszystko przez opcję bieda
Iron – schudł ale tylko w butlach za to ma buły konkret i tatuaż jakiś męski.
No i na końcu Faber – nie schudł, nie ma tatuażu na klacie, za to cyc madonny von klampa jak był tak jest, byś sie ogarnął troche 😀

Wyjazd po raz drugi narobił nie lada atrakcji Mondeoniuszowi. Ostatecznie zjarałem sprzyngło i przysiepałem tłumikiem ze 2x 🙂 Ale poszeeeedł 😉

 

Po nurze rozbiórka i jedziemy na kawiszczu. Na stacji prócz kawy był też żuber.


No to za bezpieczny weekend władziu

Faber z Ironem wracają do mekki ludzi chodzących spać przed 22, a my do Ka Ka duu. Panowie jak zwykle ale podkreślę to jeszcze raz, takich 3 jak na 5ciu to nie ma gdzie w kranie szukać! Do zobaczenia niebawem!