Czas leci, świat się zmienia, robi się coraz ciężej. Pomijając aspekty ekonomiczno polityczne, ciężkość przyszła wraz ze zrzutem masy. Mimo kolejnych przestojów w nuraniu człowiek odkrył keto i przynajmniej na tym polu osiągnął jakiś umiarkowany sukces – dobre 13kg balastu poszłoo… Co niestety przełożyło się na kompletną rekonfigurację masy balastowej do nurania. Alee… Mimo perturbacji związanych z ludźmi, którzy na tydzień przed wyjazdem dostają faraonki, są tacy, którzy takie wyjazdy dociągają i tacy dzięki którym takie wyjazdy mają miejsce. Desperacja sięgnęła takiego zenitu, że byłem skłonny jechać już sam pociągiem do Don Fabrizzia, z całym sprzętem oby tylko się spotkać i popływać. Przynajmniej ten raz! To już taka świecka tradycja… ekstradycja. Dzięki wspaniałym władzom i pan Obsrajtkowi ropa poszła do takiego poziomu, że przekładając to na 2forU jeden taki wyjazd to miesiąc jedzenia dla całej rodziny 😛 To nie jest już śmieszne, śmieję się choć wiem, że zaraz to będzie śmiech przez łzy… ale póki głód do dupy nie zagląda to pijmy, bo w tym kraju każdy dzień zaczyna być poniedziałkiem…

 

Arek to nie jest lodówka…

 

Dobra jak zwykle posmędzę z początku 😉 a teraz jazda. W tym roku niuanse. Nie było noclegu w Kakadu. Smuteczek… Traf padł na Blu zajazd A2 radison twa mać air bnb Paris Hilton 😉 Był strach bo zajazd przy autostradzie. W sumie i w różnicy to bałbym się bardziej chrapania mojego niż tej autostrady – tak też i było.

W trasę zabraliśmy z LBN Maćka, a z WWA Patrycję i oćca Pawła jej 😉 O dziwo autobus w trasie sprawiał pozory spokojnego. Pozory jak to pozory często mylą 😉 Trasa minęła szybko. Wieczór zapoznawczy skończył się na tyle dobrze, że o zgrozo opuściłem budynek z wydanymi rozkazami przestania polewania. JA…

Darcie łacha i ***** *** jest podstawą więc szybko się dogadaliśmy. Śniadań zaskakująco bogaty, warunki dobre, minimalnie lepsze w tym blu zajeździe niż w KK du. Du…Du hast…Du hast mich…

A jak już pytacie, to tak, do ekipy w sb dołączył don Fabrizzio zwany również braciakiem z Polski C wychowanym przez czarnego ojca z Torunia, którego nogi (olbrzymie) moczyły się tylko w wodach termalnych, a usta smakowały nie jednego piernika – zazwyczaj w czwartki gdy miał dyżur. Gdy czerwone DL się spotykają to zawsze coś się podzieje 😉

 

Red is bed, a może bad?

 

Piśdziernik ale Piechcin był wręcz wyludniony. Dopiero po nas zjechało jeszcze kilka aut ale nie było tłumu. Fabs jak nigdy prawie się nie spóźnił. Człowiek, który ma luz…nie to co bidoloki z Polski B 😛 Harujemy i przepychamy tą Wisłę do Bałtyku by wam żyło sie lepiej Jo!

 

 

z góry zacnie

 

 

niżej ujdzie 😉

 

Alladyni lądowali jacyś czy co?

 

Jo! na tych ziemiach tak zamienia się w jo. Jo to jo, jo to tak, jo to potwierdzenie, zaprzeczenie, przytyk, 1000 zastosowań jo (nawet jako kropka) jo

Kowal kierowca dyliżansu znany z tego, że uczy ludzi co robią źle w nurkowaniu niezmiernie rad był, iż nie umył auta. Zdania jego nie mógł z nim podzielić Fabrizzio bo niestety zrobił chwaliposty jak to wyrzucił w błoto – dosłownie – 15ziko 😀 Droga do Piechcina to trochę kpina. Opłata nie należy już do niskich, a przebijanie się do bazy zaczyna wyglądać jak Janusz Kowalski. Dziury, dziury i jeszcze raz zakola… Tak więc dolicz Fabro jeszcze w plecy to 😉

 

Dziury jak japrdl…

 

Na start na miejscu w ramach doszkalania w SmartDots.pl potworzyłem kilka ujęć  z góry. Tyle na ile pogoda pozwoliła. Strasznie szybko mgliło więc nie chciałem za daleko odlatywać.

Poklarowaliśmy się dosyć szybko ale co z tego. Na dzień dobry Faber z bąblującmym wężem od inflacji cuchara – get the fok out. Za 2 minuty ja Gtfo bo aparat złapał zwiechę, juz byłem pewny że ameno dorime dorime amenoo ale potarłem lapmpe alldyna i życzenie się spełniło wrócił kutasiarz do żywotu i męki pańskiej ze mną… Na dzień przed przyajzdem kleiłem drugi raz kryzę – bylem pewny ze to ona mnie zalała – no to teraz jestem pewny że to nie ona. No tak w 85%. Będzie trzeba zrobić test szczelności ale raczej zamek. Wiedziałem, że będzie morko choć łudziłem się że nie będzie. Mimo to wziąłem od Kowala karną piankę. A jak już jesteśmy przy piankach to było 3 do 3. 3 suchaczy – no dobra 2, i 3 piankersów – no dobra 4 os mokre 😉 Woda 13c z powierzchni koło 8 z dołka. Znośnie choć po zalaniu przez jaja do kostek średnio miałem uśmiech na facjacie.

Wchodzimy, przepłyneilśmy kawałek, Fab pokazuje do przodu, paczę na aparat gopro się odkleiła i zniknęła… zero paniki, mało przepłynęliśmy  to się znajdzie na bank ale Faber odpłynął i nie mam go jak przywołać. Kij wracam. nic. W drugą stronę, znowu nic. Faber wrócił. Znak pull up, na powierzchni mówię co jest czego nie ma. Wracamy szukać. Jedno machnięcie i kamera znaleziona – wisze flache 😉

Faber ze śmigłem w anusie, ja z kotwicą i jebniętym Sranti, które ciekło prawie że od samego początku to jak Flip i Flap albo fap 😛 za cholere go nie mogłem dogonić z tym aparatem. No i ten „dyskretny chłód” żesz go kurwa mać. Uczucie zimna na brzuchu potem w pasie, potem jaja, potem kolana a na wyjściu cała ta woda spływ w stopy. Nie polecam…oj nie polecam po 4rokroć. Gdyż 4 razy tak pływałem z własnej woli. Stwierdziłem że lepsze pół termiki jak zero termiki.








Na pierwszym nurze zrobiliśmy Arcz, drzewka, Fabberitę, niuans#1 Dianę zatopioną po 100latach stania na brzegu… i niuans#2 – tramwaj – ale na dole była już straszna kupa i syfna wizura. Minęliśmy ekipę piankową. Kilka fot i ciśniemy na tramwaj. Czerwony, z Torunia. Faber dał upust emocjom 🙂 Aparat w tym szambie nie chciał wspólpracować. A ja po przygodach z tatmtego roku i marnym poklejeniu spustu migawki nie miałem odwagi naciskać go z większa siłą. Moze by i doostrzył ale ryzyko tego, ze by pękł było dużo wieksze. Tak mi się przynajmniej wydawało. Straszne to chujowe uczucie. Strach przez dociskiem. Na moje szczęście wytrzymał. Ten spust ten. Dawit klasyka standapu 🙂 nie płyń za szybko, co robi Dawit – chuj wie bo Dawida nie ma 😀






 

 

Dawit nie świeć mi w ryj lampą i w okolice cykania – spoko nie ma sprawy – no i ten…. Drzewka + wizura robiły robotę. Na powrocie Dawit menel szukał butelek, znalazł zakapslowaną (FOTO) 🙂 Do tego kilka okoni, jakieś płotki, trochę skałek i heja z wody, bo woda we mnie. Ale foty były ok, w wodzie już było widać , że będzie potencjał.  Piankersi zmarzli fest. Kolory tęczy zamieniły się na powierzchni w fioleto szarości. Paweł w dodatku źle przepchnął bąbelek lub za późno i dostał fakapu ucha – dla niego dzisiaj było już po nuraniu. Jak na to że były to ich po kursowe nurkowania radzili sobie bdb. Jaki pan taki kram. Kowal do leserów nie należy, kuje te miedziaki i przekuwa w złotówki 😉 Ale ma do tego zapał i pasję. Mój zapał umarł gdzieś kiedyś, przez kogoś. Myślę, że nawet własne dzieci oddałbym mu pewnie pod naukę, bo raczej byłbym za surowy dla nich.






 
















Po nurze przerwa na dogrzanie jajek, zjedzenie czegoś na ciepło i gejowskie piwo 0% – w dodatku Perła lubelska… masakra…






Drugi nur z racji wychłodzenia planowany był, płycej krócej szybciej. Ogółem JEBAĆ ***. Wizura była ok ale z brzegu na dole nie było już takiego klaru. Szybka szama, klimatyzator na full więc łudzenie zagrzania działało. W sutannę i do spowiedzi.

Popłynęliśmy na prawo od wejścia. Trafiamy łódke z pełnym oznakowaniem – ***** *** 🙂 humor gitówa. Następny byl turbo skladak z lublina zmixowany z wigry 3. Faber nie odpuszcza, wszystkie zabawki jego. Mimo tego że robimy ten akwen nty raz… Z 2 stołków zrobił takie rodeo jakby jutra miało nie być 🙂 Niestety w opcji wody w kostkach p o40min miałem dość. Gaz na końcóweczkach ale zdążamy jeszcze wpłynąć w akwarium – nigdy tu nie byłem a roślinność i ilość małych rybek robiła robotę.Odskoczyłem jeszcze po platformach ale ogółem zakończyłem nura w 45min. No i zaczęła się zlewka na całego… Mieliśmy morsować ale jakoś nikomu się nie chciało.





















Ocieplacz to total gnojówka, w suchym wody w chu. Mówię dobra styka mi. Oby tylko się nie przeziębić i nie rozwalić zatok. Spakowani pocięliśmy na Konin. Kakadu miało plus, było super blisko honi. Ale nie miało miejsc. No i chyba też dobrze że zrobiliśmy odskok.



Mięli strefę relaksu, ale winem nie chcieli poczęstować

 

Wieczorek, kolacja, wąs of poland, no i przygody dnia wycięły nas z butów. Dawido nie był zadowolony zbytnio bo włączył mi się tryb lokomotywa parowa. Tak więc koło 2:45 jak się przebudził moją wycinką drzew tak do rana wpadł w rezonans.

 

Dzień 2 zaczął się od uzupełnienia płynów pokładowych i  zapchania kichy. Do Honi mieliśmy koło 20-25km więc jeszcze dojazd wszedł w grę. Byliśmy p o9:30 a aut już było od zbója. Cieszy ten widok bo baza robi z roku na rok postęp. Szkoda, że akurat Paweł na rozjazdach był ale wirtualna piona. Robicie to dobrze! Myśleliśmy, że robicie to grubo i budujecie się na górze ale… powoli do przodu. Śmigło poszło w ruch, słońce zaczęło wychodzić, doświadczenia z fotodronem ++. Widok płynących nurków dał jasno do zrozumienia że jest dobry klar w wodzie.

Mamy wiatę, ruch jest spory. Klasyka przypadku, doświadczeni klarują się w ciszy i spokoju ale obrazki i teksty od co po niektórych „instruktorów” to standup komedia cyrk. Wybierajcie szkolenia z głową, nie pieniędzmi.

Wiedząc, że to na 90% zamek zrobiłem już ostatnią rzecz ajką mogłem zrobić, wysmarowałem dziada smarem silikonowym. O dziwo 20-25min nie było źle. Zacząłem się łudzić, że może się udało. No ale wtedy wjechała struga… Nur 1 zakładaliśmy kamping, śmigło, rowerek no i ściankę węgla. Na śmigle już skotłowane. Ogółem między 12-15m bywały takie chmury że nic nie było widać. No i tu bije się w pierś kolejny fakap. Zostawiłem obudowę aparatu w aucie . W dodatku otwartą. Nie sprawdziłem… to najgorsze. Płyniemy i coś słabo ostrzy, mówię co jest. Patrzę a na froncie kropelki wody. Oho podziałane. Telepanie nic nie dało. W aucie zostały pianki więc swoje tez oddały. No nauczka na przyszłość zanim się wydeleguję do hotelu zabieram foto całe i tyle.






Faber jak prawdziwa pyra zbierał wegiel, chciał być królem wioski jak przed wojną, bo wtedy tez u nich był wyngiel, a potem była wojna 😀 Trafiamy jacht, zaraz po nim rowerek. Ten drugi ma całkiem zacny klimat. Na pewno go kiedyś jeszcze pomęczymy foto, bo stoi na skarpach ścianek z węglem. Ale no niestety (FOTO) wyszło co wyszło, gówno wyszło…No i gdzieś za mocno dotknąłem spustu migawki i usłyszałem trzask. Wydarłem się w automat NIEEEEEEEEEEEEEEE… byłem pewny że spust migawki poszedł wpiesdu. Powoli powolutku odchylilem i wróciłem do docikania. Reaguje. Uffff ok ale już z wielką osrożnością podchodziłem do tego tematu. Niestety, obudowy już nie produkują bo firma splajtowała, sam ten spust to kawałek plastiku ze sprężynką – złamałem go rok temu na mazurach… No i poklejenie tego a raczej wspawanie drutu trochę czasu zajęło. Jak to nie wytrzyma to pozostanie tyko druk 3d i dopasowywanie. Poprzednia obudowa Unitron to był czołg sea and sae. Sprzedaży będę żałował do końca moich dni nurkowych.








Z rowerka mieliśmy pójść na ściankę ale Faberowi coś się umamiło że poręczówka była zerwana. No ale ścianą dopłynęlibyśmy sobie i do drugiej. Mówię kij tam, może się poczuł mniej komfortowo, nie naciskam wracamy tą samą drogą.

Nie powiem ten aparat na nowych ustawieniach zaskoczył mnie pozytywnie. Podłapałem chęci. Zamglenie przy wychodzeniu w ciepłe wody weszło na obiektyw i to już był koniec. Poddałem walkę jak Najman w 13 sekund. Popłyneliśmy jeszcze na graty z brzegu ale to był finisz. Złożyłem budę i skierowałem się ku wyjściu razem z braciakiem Faberem. Ten o dziwo dzisiaj pływał obok spokojniejszym tempem, turbo na 1/3 mocy.

8 gwiazdek zamknęło temat… Nikt ich nie ściera… Chyba nie powinno to nikogo dziwić.

Krótka przerwa i wchodzimy na drugiego nura. Tym razem z gopro. Misja wyngiel a potem las i zalesie.




Napoleony

 

Cel: wybawienie się. I tak to się udało zajebiście. Mimo kolejnego potopu szwedzkiego na jajach – choć znacznie mniej niż w sobotę, fun był przedni. Trafiliśmy na rurę, jest jebitna. Więc ją stestowaliśmy. Całkiem fajna, szkoda że wam spadła 🙂 jak coś to pare irodyn i dacie radę ją ustawić na tych nogach. W lesie piękne szczupaki i sporo okoni. Sporo też raków powyłaziło. To był nur jakiego potrzebowałem. Bez aparatu kotwicy, z samym gopro. Zamysł był taki, że przetestuję obudowę do telefonu ale chciałem odpocząć. Dobrze że nie brałem ale obiecuję że jeszcze przyjdzie na nią czas i na test porównawczy. Nie jest to buda z blutooth, tylko guziczkowa i dedykowana pod konkretny model telefonu ale w Chorwacji dawała oznaki że ma potencjał.

Ścianka i Przepompownia trochę typowo goprowate. Kiepskie światło było pod GP typowo przepalające i punktowe. Niestety probowaliśmy odpalić 2 latarki video obie nie chciały ruszyć. Trudno…

Faber też ***** *** i gdzieś się na płytkim zapodział. Dobra… norma… ja na las ale na sam koniec. Wracam, o jest braciak, legancko. Pare chwil i znowu go nie ma, dobra na 4m da se radę, o jest 😉 i tak w koło Macieju. Pobujaliśmy się jeszcze chwile po gratach i platformach i wychodząc trafiliśmy na naszych.Czuję coś mi sie przyczepiło i mnie ciągnie. Nagle w automacie powietrza nie mam, zaraz mam. W butlach miałem jeszcze z 50bar więc to na bank nie wyciek. No i oczywizda Kowalik się musiał uczepić kurła go mać 😀 i mi OOG zrobił 😛  już liść zdejmujący maskę miał lecieć ale wyokejkował mnie przepraszając 😀 mówię luz w sumie  sprawdzę czy jeszcze rękami dosięgam zaworów. O dziwo nic tu się nie zapomina.

Samo gopro11 jakoś mnie nie powaliło. Pływałem w trybie hyperview – wygląda to jak naginanie czasoprzestrzeni, co zresztą możecie zobaczyć poniżej. Na małych monitorkach te foty lepiej wyglądały. Sporo ziarna i mgły. Jakoś tak nie przemówiło to urządzenie do mnie zbytnio. Za to widziałem foty z tej budy blutoothowej i tam już grało i buczało. Tyle że w środku telefon za 5k 😛 i jak buda puści to Iphon robi I die… Pozostanę przy mojej kotwicy unitronie 2.

 

Tego dnia nie dałem za wygraną, dron do góry my do dołu i pyk jeszcze morsowanko wskoczyło. Mieliśmy bdb czas więc jeszcze na spokojnie zjedliśmy, sklarowaliśmy się, podarliśmy łacha 🙂 w międzyczasie zrobiło się luźniej. Niedzielny rosół wezwał kogo miał wezwać. Braciak na odjezdne wręczyl mi szklany prezent, w sumie na przyjezdne też! Byłbym zapomniał jeszcze nigdy nie dostałem od nikogo 100tys zł 😀

No i cyk pyk, zadowoleni udanym weekendem zbiliśmy piony i odjechaliśmy do tej polandii B. Honia tak, Piechcin złapie przerwę. Czas coś poplanować, powymyślać i ruszyć w nieznane.




nowa fucha, będzie przeprowadzał auta przez ulice…

chłop niepokalany…umysłem

smacznej kawusi niech sie putin chu#em udusi 😉

8 gwiazdek – tu wieża –  zezwalam na lot

Na końcu kilka ujęć z GP11 dla odmiany – tutaj akurat jestem nie wstrząśnięty i raczej zmieszany…

 

ps. oddawać ZAKRZÓWEK! Ch##e!

pps. sporo fot jest Faberowych tylko zapomniałem które to 😉 ale kredyty i jemu się należą 🙂