Rok mija, a ja była niczyja. Od listopada 2020 o suchej mordzie( i skafandrze) wszak jej dobrze we fordzie. Ty razem z braku mondolotu – Tomasz sprzedał niestety tego cudownego konia pociągowego – poniosło nas rumuńskie limo Dacia Duster. Pod maską piekielny silnik od kosiarki 1.0 na lgbt w cenie liczby „PI” czyli 3.14 za litera…Zawsze był brat z polski B i mondeusz, a tu zmiana ekipy nie mylić z lodami. Ale finalnie wyszło legancko tego.


Po wyjebce w lutym na nartach gdzie z jednego obojczyka zrobiły się 3 jego składowe i dostałem bana na 6 miesięcy na nurkowanie… Wskazówki zegara nie kręciły się w myśl nurkowej nuty. Ostatnie moczenie miało miejsce w lipcu w rzece mojego matecznika – Brdzie, akcja czyszczenia dna na start triathlonu, który polecam muczo z całego serca z tej strony


Wróćmy jednak do wyjazdu. Ja jak Han czyli Solo i dwóch współtowarzyszy Kwiatek i Beny, jeden moczy morda i drugi świeżak czyli intro to 12m deep. Start w drogę nastąpił o 7 rano na kawce w cyrkluK żeby na 10.30 dolecieć do Mszo…Mszczo…Mszczonowa. Tam jest najgłębszy obecnie basen w EU. Na ryj bije go obecnie pool z Dubaju ale czego oni nie majo NAJ i DUŻEGO. Jedynie cena wahy niska.

 

Droga do basenu prosta jak układ metra w WWa, długo prosto i w lewo prosto i hyc po 2,5h niespełna jesteśmy. Układ iście kato czyli kszysz.
Po wyjściu z cygańskiej fury ich oczom ukazał się…no nie las krzyży. Myślałem, że to większe je ale tu nie chodzi o wielkość, a o długość – znaczy głębokość. Na samym wejściu dostaje się tropikiem po ryjcu czuć, że wodzianka w basenie ma 32-33 stopienie. Od razu kierujemy stopy w stronę łącznika, który daje obraz tego co tam na nas czeka tam w głębi

 

Widok, pewnie za pierwszym razem urywa dupsko później już chodzi się spokojniej. Nad głową, pod nogima i na każdą ze stron ciała otacza błękit i ludzie zanurzeni w cieczy. Pikny widok. Człowiek jak wieśniak obślinia plexę z niej zrobiony jest hydrotunel. Odbijamy tickety i idziemy zamoczyć worki…pełne zdziwko łapie na basenie.

 

A ty który masz numerek bo ja 89 tylko w kiblu byłem…

 

 

 

Moc kryje się pod taflą wody. Plusem dodatnim jest to, że mamy do wyboru jacket czy skrzydło…7,12,15 flaszki czy nawet twina, suchara, AO, płetyw. Za dodatkowe hajsy mamy kompa czy latarkę, żeby na 45m nie powiedzieć narka.

 

 

 

 

 Po skompletowaniu sprzętu klarujemy się na krawędzi i plan działania jeden – sięgnąć dna w pierwszej chwili wedle sztuki nurkowania. Z powodu takiej temperatury wody, maska paruje – jak wściekła żona sołtysa na dożynkach bez plebana. Więc radzę używać cudownego specyfiku, który jest i stoi na skraju basenu…wiedzieliśmy to dopiero jak Beny zaczynał się rozdziewiczać, że widać mu oczy zza drugiej strony maski. My na całym nurkowaniu mieliśmy smoleńsk na szkłach.

 

 

 

 

Wrażenie latania/nurkowania czy stanu nieważkości potęguje obrany kierunek na dziurę tam woda jakoby bardziej niebieska i ciemniejsza. Nad samą krawędzią zieje z dołu magiczna liczba 45,4m…wymieniamy okejki i lecimy na kafle na dole. Liczby co raz większe, komp pokazuje koniec limitu i już jesteśmy na samiućkim dole…zadzieram mordeczkę ku górze i widok jest wart tych 220 pln…uśmiech radość i myśl w głowie jeszcze divelife z miasta B nie zginął…skoro z Polski B brat też moczy worek jest mocz w oczach i nadal gaz w butlach żeby mówić jedziemy dali z tą przygodą.

 

 

 

Otarłem łzy i zaczęliśmy procedurę wypier papier stąd. Komp już zalicza pierwszy dach kilka minut na 3m…jedziemy dalej. W końcu żegnamy dziurę i wzrok skierowaliśmy na łódkę, która dumnie leży chyba na dwóch dychach. W regulaminie stoi w piśmie, że nie pływamy w środku i tyle mówi regulamin jak jest na fb widać wszyscy włażą do środka i klepią foty…my nie.

 

 

Po łódce, która na całe szczęcie dla gawiedzi tam jest popłynęliśmy do „jaskini starnasia” – jak ją nazwaliśmy, która kończy się postacią z monetzumy. Wrażenie jak najbardziej przyjemne stalaktyty i stalagnidy robią w ciemności robotę, a jak im doda im się światła to już w ogóle boże narodzenie się robi i radość. Dobre miejsce na deco jeśli zostanie się więcej czasu na dnie. w jaskini są 3 poziomy więc jest to dobre miejsce do odbębnienia profilu z dachem. Komp wypluł mi kolejny przystanek na 6m..

 

Patrzę na mano ile jeszcze wachy mam do przelania na płuca bo litra Pb już leją za 6 ziko, a tam już less than more time to stay. Myk tego miejsca polega na tym, że w dobrym tonie jest skończyć z zegarem na 50 barach bo później wołają pana Sławka żeby zrobił zdjęcie do galerii „Tych klientów nie obsługujemy”. Ja wiem, że procedury i takie tam. Nie jeżdżę po
bandzie i nie szoruję po dnie ale przy temperaturze 32 stopni i wizurze prawie 40m można czuć się bardziej komfortowo niż w jeziorze na 15m 😀 gdzie jest ciemno, zimno i do domu daleko.

 

Ostatnie rzut gałą na waterworld i wyjście…okazało się, że Kfiat, nurkowy brat, ma jeszcze sporo w baku więc poleciał towarzyszyć świeżakowi Benemu co by pokręcić i porobić zdjęcia dla coronera :D. Wiadomo pierwszy raz, mokre majty i czikita na ryjcu. Było to wszystek u niego. Ja natomiast wykminiłem, że jak szybciej się złoże w przebieralni to porobię chopakom foty zza okna basenu bo 2 takowe on posiada. Swoją drogą fajny czilałtownik tam jest poduchy z widokiem na cały basen. Brakuje tam tylko sziszy. Beny zaciśniętą pięścią pokazał gdzie ma ***.

 

 

Pokręciłem się chwilkę i spotkałem dwóch zacnych znajomych” krul PADI w Polsce” i najlepszy madafaka od gejmontu z koparek, piątki i uprzejmości wymienione padło nawet solenne hasło i modne porównywalne z hotelami 8* :D. Kto nie skacze to z policji proste. Miejsce fajne ale żeby jarać sie jak pochodnia i jeźdić tam kilka razy w roku to raczej nie. Fajna ciekawostka. Porównałbym do „koparek” byłem widziałem tam się nic już nie zmieni ale jak są po drodze to można wpaść. I tak odniósł bym się do naszego basenu 😉 Polecam zobaczyć spróbować ale żeby spędzać życie nonstop to nie 😀 to tylko moje zdanie.
W drodze powrotnej polecili pizzerię „Sztos” ale w telefonie usłyszeliśmy 50 min. Mówię bejbe my od „oca z torunia” co Ty do mnie mówisz? Że mamy czekać? My? Stanęło na restauracji z żółtym M w logo i ich produktach, które nigdy się nie trawią i po zjedzeniu których nie jest się najedzonym. Życie.

P.S.
Myśleliśmy z Tomaszem współtowarzyszem niedoli nurkowania, że już z nami koniec ciągłe rozterki, brak czasu, brak partnurów, brak chęci, otyłość i nadciśnienie. Wszystko to sprawia, że myśl – kończymy – pojawiają się bardzo często ale póki co wizja pustki i czarna ziejąca dziura wyrwy z braku nie nurkowania jest za duża żeby rzucać to w diabły. |
Jeszcze nas to kręci jak zawory w twinie więc jak siostry godlewskie na święta śpiewajace kolendy póki tak to będziemy robić to co umiemy najlepiej ssać z tego dzieła jak najwincej mocy. Brakowało mi Ciebie bejbe diving. Muczo.

Ode mua TD
p.p.s. Bo Dawit jak zwykle, „ej weź wstaw podpisy jakeiś śmieszne teksty, szydere, i logo, bo ja nie mam rąk, umiem tylko banany zrywać”. OK masz swe napisy 😀