W sumie mógłby to być ostatni felieton. Taki the best of. Pożegnanie…

Czy to już jest ten czas powiedzieć sobie dość? Spłynąć ze sceny, w sumie bez większych osiągnięć. Taki Pawlakowy midl midl klas. Coś się widziało, coś się zrobiło. Bez naciskania. To tak jakby powiedzieć żyć i nurkować… po polsku.

Facebook stał się przekutasem ostatnimi czasy. Skurwol albo przedstawia mi dzień w dzień jak to było X lat temu. Jak się nurało, jak się jeździło, jak duża i zgrana była nasza ekipa. A z drugiej strony kutas wyświetla mi reklamy jak to fajfus Palikot chleje w ciągu dnia, a ty weź i pracuj. To nie jest ok, to jest bardzo nie ok 😉 Bydlak ten Palikot…

Większość znajomych już nie nurkuje. Nowych ludzi poznawać jest coraz ciężej bo samemu też zastygam. Patrzę na te rolki instagrama i jaram się durnymi memami. Smartfon ogłupił i zastąpił podróżowanie. Co się stało?

Przecież nie jest gorzej niż 8-10 lat temu. Dzieci już w miarę są w stanie się sobą zająć. Co jest? Co do cholery? Jeden nie ma czasu, drugi nie ma sprzętu, trzeci nie ma chęci, czwarty ma inne plany… A ja ten 5ty? Ja ten piąty jestem jeszcze gorszy. Bo patrzę na całokształt i o ile jest mi ciężko to sam sobie mówię, że to już chyba to… TO koniec… Czy aby może jest jeszcze ten cień nadziei? Po czym następuje bardzo długa wojna myśli.

Napoleon
Chodź Tomek, jedziemy na mazury. Jedźmy pozwiedzać coś czego i ja nie widziałem – rzekł Kowal z CN Napoleon. Tak żem zamarł, że z grzeczności powiedziałem tak tak, no jedźmy, zróbmy to. Potem tydzień chodziłem i się zastanawiałem, co ja zrobiłem? Znowu się zgodziłem… Ja? Ja mam nurkować? znowu? wyjazd? Pierwszy od roku i w ogóle, że ja? Jak ja? JA to mam pracę prosze pana i świetne połączenie pociągiem o 4 nad ranem, potem 3 przesiadki, metro, samolot, ponton…. W Piątki spożywam płyny o wyższym oprocentowaniu niż podwójny VAT, oglądam tv…w ogóle to zmęczony bywam, serio? ja? I ta moja nadwaga, toż to nie dla mnie. Gdzie ja w skafander wejdę…

Aparat
Który to już z kolei? No i po co? Będziesz robił zdjęcia w Piasecznie? Te nieskończone rozmowy sam ze sobą czasami naprawdę potrafią dać w kość. JA rozumiem być polakiem i dowalać innym… ale samemu sobie? to już jest jakaś forma samobiczowania… Czy zrobiłem jakieś zdjęcia na powierzchni? nie no po co! przecież masz smartfon. Smartfon masz w kieszeni. Smartfon masz przy sobie. Po co ci cyfrówka? No bo pod wodą ten smarciak nie podoła, no okej! ale ty nie chodzisz pod wodę! W dodatku canon z obciętym oknem…Ostatniego sam popsułeś… Zamknij się…Bydlak no…

Spakowany

Matko bozgo… To ja mam tyle tego gówna? 2 Twiny, w chu stage’y autoamty, torby ocieplacze. A morsowanie to klapki ręcznik i czapka… Endorfiny te same… Masz jechać! Oj nie! tosz ja nie mogę! to jest weekend. To są dni w których odpoczywamy…Zgarnąłem mam nadzieję wszystko. Całe auto szmelu. Zrobiłem pierwszy krok, po prostu pojechałem……

 

Dobra koniec tego piepszenia…

 

FUCK IT ALLLLLLLLLLLLLLLLL – piosenka przewodnia

 

 

Hej da fak, jeśli wstajesz rano i Make Life Harder daje ci taki koks (jak powyżej) na start to wiedz że jesteś debilem i skończ się żalić. To jest takie sztosiwo, że trafiło na dzwonek na telefon 😀

Jebać tooo…Jebać toooo, albo Pierdol toooo… dokładnie. Co to za gówniane życie w którym niczego się nie uczę, w którym nic nie zwiedzam tylko żyję po to żeby dorwać “tygodniówkę” serio? Jebać to, wracamy na tory! Czas ponurkować!

Na kwaterze dostaliśmy podatkiem w twarz, mówię no no fajnie się tu żyje, prawie Zakopane 😀


Czujecie PRL? W połowie października opłata za wdychanie spalin z piecy 😀

Nastał ranek. Lekko przymulony po krępieckim wstrzyku , robię kawę, konsumuję jajecznicę, zbieram szmel i jedziemy do Zbyszka.

Zbyszek, kolega Arka który ma nas oprowadzić po tutejszych atrakcjach. Zajeżdżamy i serio oko dębem mi stanęło. Ale nie oto, nie oto. Ładujemy się w busa, kolega na JJccr, my w otwarte karty, tudzież obiegi. Jedziemy we 4 na jez. Powidzkie – nosz przecież że na Piłakno (ale mi się umamiło). Jako, że mam trochę krwi mazurskiej to hasło jezioro robi na mnie tyle co hasło mleko w sklepie. Jest półka, jest tego w cholere, weź wybierz to wartościowe. Mnie mleka nauczyła wybierać żona. Ogółem wiem że tego nigdy nie przeczyta więc mogę śmiało tu napisać, że wiele rzeczy mnie nauczyła 🙂 Jezior na mazurach jest od cholery. Oni już na sadzawki mówią jezioro – prawie tak jak my na pis mówimy gówno i jebać… i konfederacje też…

Z tymże Zbyszek, jak żona mua wiedział co wybrać 🙂

Jebać toooo….

Docieramy. Podróż krótka, max tyle ile my jeździmy nad Piaseczno. W trasie omawiamy lekkie szczegóły. To nie będzie jeziorkowe wejście. Tu są ograniczenia. Trzeba zasuwać po powierzchni. Dopłynąć do punktu B i dopiero wystartować. Na miejscu zaczyna lać… no spoko nie oddatńczyłem tańca szamana, mój barometr jednak podpowiadał że coś się będzie działo. Bark dawał mi w kość. Jezioro okazuje się mega urokliwe. Monumentalne i trochę dziewicze. Mamy 2 opcje do wejścia jak już wcześniej wspomniałem ale decydujemy się na opcję A czyli wchodzimy do wody i płyniemy po powierzchni. Myślę sobie ale ja jestem dziad, tyle nie nurałem, czy ja dam radę? Wlazłeś między wrony kracz suko kracz.

Jezioro Piłakno

Klasa czystości wody
:
II (w roku 1998)

I i II klasa czystości wody. Powierzchnia jeziora wynosi 2600 ha, jest jednym z najgłębszych jezior Pojezierza Mrągowskiego. Termokliny występują na głębokościach 7 i 15 m. Temperatura wody utrzymuje się w granicach 5 stopni poniżej termokliny. Widoczność zależy od pory roku, przy zakwicie wody spada nawet do 2 m.

Jezioro jest objęte strefą ciszy, należy do nielicznych w Polsce jezior o bardzo znikomym stopniu eutrofizowania. Jezioro w całości otoczone jest lasami.

Niestety aktualnie brak działającej infrastruktury – zapomnijcie o biciu butli na miejscu

Kraaa

Plan prosty, ja w parze ze Zbyszkiem, Kowal z Przemkiem, krótkie odstępy, pilnujemy się. Słuchajcie autentycznie dawno tak nie parsknąłem śmiechem jak dzisiaj. Przepłynęliśmy tą trasę z punktu A do pkt B. w Pkt B zaczynamy nurkowanie i nagle słyszę pod wodą z reba Zbych takie przeraźliwe – JA PIERDOLEEE. Ależ rykłem. sytuacja ta spowodowana była tym, że Arek dał jak zwykle za mało na tacę i wizura była mega z dupy. Chujoza el megnificento. Syf malaria muchachos chujoczitas.

 

JA z aparatem. Myślę sobie to nie pierwszy raz no miała być wizura a nie ma. Co zrobisz? Zbyszek twardo prowadzi na przód. Nie nurkowałem ostatnimi czasy w ogóle na głęboko. Mam pewną blokadę której nie mogę się przemóc. Chopy chciały 40 zrobić, mówię ja ciut wolałbym lżej. Płyniemy. Dostaję odjeba nie wiem czy płynę prosto czy mnie ściąga w lewo. Mam tak jakoś w kiepskich wizurach. ściąga mnie na prawo 😛 Wiza strasznie gówniana. mijamy 12-13-14metr. 15…

NAGLE JEB

Jak w foreście gumpie ktoś wyłączył deszcz. Nagle stała się jasność. Tudzież ciemność ale tak klarownej wody nie spodziewałbym się nigdy. Serio 8m bite. Jak na PL warunki i >20m głębokości to tu był szok. W dodatku klimat kosmiczny bo gleba porośnięta była takimi samymi kosmicznymi wzorkami co kiedyś u nas w piasecznie – mam zdjęcia – paczajcie…

 

 

Zbyszek jest instruktorem jak i Arek. Zapomniałem o tym dodać. Autentycznie takiego spokoju nurkowania nie czułem już tak dawno. Wręcz miałem sam do siebie wyrzuty, że próbuję narzucać tempo. Po co? To było takie oświecenie półmózga, że wszyscy jesteśmy tu po to żeby zwiedzać, a nie zapierdalać. O dziwo myślałem że ja sam to robię w nurkowaniu.

 

Gówno prawda. Mimo braku infrastruktury podwodnej – bo trafiliśmy tylko rury ( a w nich gąbki!!!!!) to ten nur był tak klimatyczny jak pierwsze nurkowania w Honoracie. To było coś kompletnie oszałamiającego. W dodatku ten ból głębokości spadł ze mnie. Może zadziałała psychika, że płynę z 2 instruktorami. że w końcu ktoś sprawdził mój sprzęt i ułożenie, że mamy jakieś procedury. To nie jest tak, że sam tego nie wprowadzam ale jak widzi się że druga strona bezinteresownie aczkolwiek interesownie robi to, to od razu w głowie robi się ta pewność. Pewność, że będzie dobrze, że taki partnur pociągnie nurkowanie. Że da mi popracować przy fotach!

 

To był nur na 30-31m. a czułem się jak na 5m. Minął szybko, mimo spokojnego pływania. Zbijamy piątki. Pamiątkowa fota w końcu ze słońcem! i spadamy dalej.

Nota bene foty

Ten nowy stary aparat. To inna pieśń kompletnie niż nikon. Dużo więcej sensorów czujników i innych ów…no i jest jak jest trzeba się jeszcze sporo nauczyć. Niestety nie obyło się bez ofiar wojennych. Złamałem po następnym nurze spust migawki…O dziwo można, niestety klejenie nie wiele pomogło. Cóż będzie trzeba coś wykombinować i z tym. No ale o ile w nikonie jak przestrzeliłem RAWa to było pozamiatane tak tutaj ewidentnie musi się więcej danych zapisywać i to uratowało tak ze 120 zdjęć 😀 ze 127 XD

 

Zawijamy mandżur i gramy w kulki

Drugi nur zaplanowany był na bazie nurkowej Kulka. Nigdy nie byłem, wiele słyszałem. Znowu zaskoczenie. Zajeżdżamy, tony znajomków Arka i Zbyszka. Wszyscy jacyś tacy pozytywni. Najarali się? oco chodzi? Kurde jakie wygodne sofy. Centrum to raczej hotel nurkowy. Super jadalnia, ogrzewane namioty, bardzo duża infrastruktura. Mają nawet banię podgrzewaną palącym się drewnem – tego to żałuję że nie wypróbowaliśmy. Ale się powróci się spróbuje 🙂 Zanim zjedliśmy poznałem tonę ludzi. Cmasowcy wy tak wszyscy macie? że tego skurwysyństwa z ssi, padi i temu podobnych u was nie ma? Szydercy pełną gębą. Padło hasło że lubelaki przyjechały i nawiozły im deszczu. Nosz karwa 😀 móię za 50zł od głowy odczaruję wam tę pogodę. Nie nie spoko Tomek nie musisz nic robić, pogoda jest zajebista 😀 i cyk wyszło słońce 🙂 Objedliśmy się, ciężko było się zebrać na nura. Ta pogoda była pocięta w kratę. Deszcz słońce deszcz grad słońce deszcz… Dobra idziemy na drugiego.

 

Jezioro Łęsk

Głębokość max. 39,5m,

powierzchnia – 117ha,

długość maksymalna – 4010m

szerokość maksymalna – 415m

Widoczność bardzo różna, w okresie lata 2-3m powyżej termokliny, poniżej termokliny lepsza 4-6m. Można jednak spotkać okresy, kiedy w pewnej warstwie wody widoczność spada poniżej 1m, warstwa ta może mieć grubość od kilku do kilkunastu metrów. Polodowcowe, typu rynnowego o stromo opadającym dnie, oba brzegi schodzą się w osi jeziora. Nieliczne wypłacenia występują w południowej części jeziora. Dno jest piaszczyste lub żwirowo piaszczyste. Na jeziorze znajduje się mała wyspa. Wzdłuż brzegów jeziora możemy spotkać zatopione drzewa. Ilość miejsc wejścia do wody ograniczona, brzegi jeziora są w większości wysokie i strome, porośnięte lasem.

 

Prowadzi Zibi bo umi to, boo lubi tooooo…

Z brzegu znowu malaria, może z 1,5m? ale spadamy niżej i znowu super klar. Cykam te foty nie patrząc na koszta – przestawiłem lampy i słyszałem migawkę ale aparat nie rzucał mi podglądu. Cóż, zaufałem że będzie dobrze. Jak się potem okazało prześwietliłem wszystko. No cóż albo się coś uda odzyskać photoszopką albo będzie bryndza. Ale… sam fun pracy z aparatem. 45min strzeliło mi z palca w 30sekund. Zwiedziliśmy poloneza, merola i sporo fajnych atrakcji. Szkieleciaki zajebiste. Odrazu wróciłem wspomnieniami do Zakrzówka i Antonowa. Smutezczek…Coście chuje porobili z krainą tą???? Autentycznie! Na dzień przed wyjazdem wskoczył posty na fb jak to teraz wygląda. To se newrati i to przez jak zwykle wspaniałych włodarzy. Hu w du wam!

 

 

a może to jednok ford gufnowort?

halloweenowo…..

tak musi wyglądać w realu!

Klasyk!

No cóż znowu zielonawoz letką mgłą…


Tu byłem!

Takie polskie Ferrari

Garkuchnia – w pamięci stoi jeszcze obiad 😉

Jest uśmiech na mordce, więc tak! tygrysek szczęśliwy!

Po nurze jak zwykle deszcz 😉 jak w kinie z bollywood, czasem słońce, czasem dawaj 50zł

A wracając, właśnie dostałem nowy przydomek.

Arek – w stanach mają 50 centa, tu mamy Tomka fifti zlotych – XDDD rykłem w śmiech…

Te nurkowania przebiegły za szybko. To chyba dobry znak 🙂 że jednak się podobało. Baza super! z super wygodnymi kanapami, jedzeniem, spaniem, biciem, no i z normalnymi cenami – jeszcze… Chcieliśmy porwać Zbycha na zupkę chińską i podroby ale niestety sprawy wagi państwowej zmusiły go na pilny wyjazd do Wąglika czy jak mu tej innej zacnie nazwanej miejscowości z okolicy, Szparki, Niedźwiedzie Babo porosty…japrdl dobrze się tu bawili wymyślając te nazwy… 😉 Biorę od Zbycha klej w celach rekreacyjno spożywczych i zabieram się do klejenie połamanego dyngsa z aparatu, zaraz po tym jak dotrzemy na kwaterę.

Kłatera

Kowal zamawiał coś na bookingu, spodziewałem się czegoś w rodzaju drewnianej sławojki, bo wiadomo że nurek nie potrzebuje luksusów.chyba dobrze? no nie bałdzo…). Dostałem podwójne łoże małżeńskie fur deutschland jak mawia TVP o Tusku – czytaj mnie. Ja pikole kopnęło mnie zaszczytami. Bardzo spoko ta słąwojka polecam 5 gwiazdek żanet kaleta.

Na kłaterze lekki chillout. POsiedzieli, powspominali o starych czasach, dokształcili się muzycznie – Toy Dolls zapisze sobie tutaj żebym zapamiętał te kozaki 😀 No i poszliśmy spać, znaczy ja jak zwykle zasiadłem cośtam popisać sobie…

 

Sunday funday

Pobudka ciutkę później. Śniadanie mistrzów. Kłatereę opuszczamy w podskokach. Jedziemy do Zbycha na szybkie przepakowanie. Udaje się zamontować element połamano sklejony, będzie żyło! Dzisiejszy nur to raczej opcja dla niewielkiej ilości osób, czemu? Bo na Jegocin można wjechać tylko z przepustką od leśniczego. No ja jej nie mam 😉 Ale nie mam też rodziny w lasach państwowych uprzedzając pytanie Cmasowców warszawskich 😀 Ale za 50 damy radę 😀

 

Jezioro Jegocin – mała Hańcza 😉

Jegocin – leży na terenie Pojezierza Mazurskiego, na Równinie Mazurskiej, na południowy wschód od miejscowości Wejsuny. W porównaniu z innymi jeziorami regionu poddane jest bardzo małej presji turystyki.
Głębokość • średnia • maksymalna
: ; 9,0 m; 36,1 m

Rodzaj jeziora
: jezioro rynnowe

Klasa jakości wody
: I (w roku 2013)

Powierzchnia
: 119,0-127,4 ha

 

Wjeżdżamy w las i ta cisza

Cisza i spokój. Bez tłoku, gwaru. Sprawdzamy miejsce, jest pięknie, zejście kojarzy mi się z P2 na hańczy. Trochę sporo zejścia tego. Trochę obawy bo dzisiaj muszę brać stage’a i aparat. Sporo noszenia a wiadomo Tomek vel 50 dych jest jebanym leniem 😀 Klar sprzęciwa i idę na pierwszy strzał do wody z zamysłem żeby odpocząć. No i zanim się wszyscy zeszli to mi już dupa trochę zmarzła 😉

Woda niby krystaliczna ale obawiam się podświadomie, że ją przeceniamy. No i co? no jest ok. Przepływamy przez pierwsze atrakcje – kółko i krzyżyk, kapliczkę jacka danielsa i łamię przycisk spustu. Kur…………

No i to tyle więcej zdjęć nie będzie, a tak delikatnie muskałem dosłownie ten spust migawki. Ta obudowa jest dziadowska w porównaniu do poprzedniej. Tamta to był czołg – sea and sea.

Idziemy na głębokość w poszukiwaniu wizury no i robi się ciemniej, zimniej i niestety gorzej. No i ja tu zaczynam popadać w lekką paranoję. Wbijamy w jakieś 31-32m. Prawie, że głębokość operacyjna. Mam te swoje czarne myśli od kilku lat i jak się pojawiają to robi się ciężko. Mimo tego, że szedłem z 2 instruktorami to jakoś wiza tak spadła, że przestałem się czuć jak wcześniej komfortowo. A może mnie pokopało azotem? hgw. Pewnie tak… Czas iść w nitrox. To nie jest drogi temat, a jednak przynajmniej będę miał pewność i sprawdzę czy aż tak mnie kopie azot czy niestety trzeba specjalisty od mojego popieszonego umysłu. Tu pewnie ten specjalista to i bez nurkowania by się przydało.

Wracając do brzegu – jak się podnieśliśmy to złapałem znowu spokój. Wszystko przeszło i nura dociągnęliśmy po obszarach gdzie wiza była już ok. Krótko…znowu za krótko. Wychodzimy, na brzegu Zbyszek mówi, że jest KURWA bardzo daleko od OK. Zbyszku co się podziało? Otóż padło hasło stej fakyn draj – zalało go całego. Jak wylewał potem wodę to tylko bułgarskie sprzedawczynie brzoskwiń leciały (przypis do zrozumienia durnotoku myślowego – są to wedle świętej pamięci dziadka mego po prostu – panie lekkich obyczajów). Wody poszło dobre 3-4 litry miętko. Będąc na brzegu wymyśliłem sobie, że mimo sporego wysiłku wniosę sobie wszystko na raz. Co za debil ze mnie… Już mroczki mi wjechały, z tyłu głowy aniołki śpiewające anielski orszak… ale wlazłem. Maria per que? Może i nogi od chodzenia nie bolały ale łeb od głupoty na bank. No i cyk walenty koniec nurkowań. Pakujemy się na przyczepkę w miarę szybko bo Zbycho po morsowaniu…Ciutę dygocze. Boimy się o stan jego uzębienia, bo już czaczę wystukuje. Cza CZa CZaaa…

Morsing

Wracamy do Zbycha, on już po… ale jak obiecali tak ja im nie odpuszczam. Będziemy morsować. Musimy to zrobić to będzie idealne zamknięcie wyjazdu. No i weszli ! Jajka pobolały co po niektórych ale szybko im przeszło. Endorfiny odpaliły więc następne 20minut to ochy i achy jak było zajebiście. Bo było! Zazdro Zbyszek takich warunków, chyba sobie miskę z wodą wystawię przed dom włącze zdjęcia z tego morsowania i będę wracał wspomnieniami do tych chwil. Pięknego jesiennego słońca i wspaniałych krajobrazów. Żółknących liści i biegających malutkich kurek.

Zbyszek
Nie wiem czy jest to ok, że Cię paragrafuję wręcz ale muszę o gościu wspomnieć. Zero kija w dupie. Pomoc, koleżeństwo, luz pośladów, sroga szydera. Chłopie dzięki za cały ten weekend bo za to jak nas jeszcze wyprawiłeś od siebie z domu i ile czasu nam poświęciłeś to dobry duch Świdnika Ci się należy 😀 Przyjechaliśmy, rozwaliliśmy mu weekend, a ten na koniec jeszcze nakarmił i napoił. SZAPOBA mesje SZAPOBA. Dzięki też za foty wykorzystane w felietonie!

Podziękowania oczywiście dla ekipy Napoleon, że mnie wyciągnęliście pany. Przy was nurkowanie znowu nabrało sensu! Tyle się tego oszukałem ajk głupi… a tu myk. Dobrze! Bardzo dobrze! Obym tylko mniej fakapów miał sprzętowych 😀 bo te 50 złotówki kiepsko coś spływają.

Tym oto miłym akcentem zapakowaliśmy szmeliwo do Samochodu ludów, zbiliśmy misie i piony i ruszyliśmy zabierając pogodę CMASowcom warszawskim nazad na lubelszczyznę.

W weekend mój starszy i brzydszy brat ze zdiagnozowaną konieczną mastektomią bydgoszczy don Fabrizzio też zamoczył, myślę że opisze sam swoje przeżycia ale ja napiszę tylko tyle – WRACAMY !!!!!!!!!

 

Kryptoreklama
Jeśli chcecie zamówić pogodę, czy też chcecie żebym powróżył wam z fusów to jestem lepszy niż wróżbita Maciej i polecam się na przyszłość. Podaję numer konta 0700 ***** ***

Do następnego

ps. jak gdzieś zostały foty z podpisem jez.Powidzkie to wiedzcie, że coś mi się umamiło i tak przechrzciłem Piłakno 😉