Wstępniak 2016

Biłem się długo z myślami czy udostępniać ten staroć czy nie. Ciężko było mi tracić kawał historii zapisanej niegdyś na forum. Lata lecą, pamięć zaczyna szwankować a dla pokoleń pozostanie 🙂 Tak więc Panowie i Panie przedstawiam jedną z pierwszych i dłuższych relacji wtedy jeszcze FAKAP team’u + Profundal team 🙂
ps. na końcu filmy 🙂
—————-

Na wstępie gwoli wyjaśnienia chce wyjaśnić, relacji nie było na bieżąco bo jeden yorgiel szkopski tak kombinował z kodami do wifi, że by go byk wyruchał… Ostatecznie olaliśmy internet i skopiliśmy się na nuraniu 😉
więc meine damen und heren viele entchuldigungs zu dich – SORY 😉

Mamy drugi dzień za nami(relacja została zaczęta nad Attersee, dokończona w Polandsee), dopiero dzisiaj mam siłę cokolwiek napisać 😉 nie wiem jakim cudem zresztą. Jak mówi robrt Burnejka, yutubowe guru Leona 😉 – nie ma opier#$% się 😉

Przygrywa nuta top 500 rock hits więc jest siła(i wszyscy śpią – cieniasy jest 23:34)! Jedziemy! tfu piszemy 😉

(Queen – Bohemian rapsody)

Środa 16 października roku pańskiego 2013 – Jezu już tyle lat 😉 5:54 mieszkanie na kaminskiego 15. O URwA! Zaspałem! Zęby, szklanka, kawa? Lodówka! Zaraz zaraz jest na to czas? Szybciej !
5:59 telefon, dzwoni Leon wiesz co wstałeś? wstałem (ściema na boku przygotowana, że powiem mu, że za 30sek jestem w pełnym rynsztunku gotowy, zwarty i wunderbar – i pędzę na dół)…bo wiesz, daj mi jeszcze 10 minut 😉 ufff żyję! No dobra to jest czas na lodówkę 😀

(Led Zeppelin – Stairway to heaven – ale najpierw highway thru hell przez Polskę)

Z minimalnym poślizgiem, spakowani(Bogu dzięki dzień wcześniej!) wyruszamy po Sztefena, Stefanisa, Sztifena, Michała który stoi i kołkuje już na nas na zatocze pod OBI. Obyło się bez większej zjeby – szok 😉
(normalnie „Makes me Wonder”). Nie obyło się bez telefonów za to…
Austria ciągnie… Zawijamy się i ciśniemy czem prędzej w ostatni postój (z postojami to jeszcze będzie dalej pare szczegółów, łącznie z fotami – YOU BASTARDS!)
Ostatnie dopakowanie Wacka i Artura i w 5cio osobowym składzie wyruszamy na 1000km rajd po ubytkach Polski, pepczikowych autostradzinach i Austriackich wunderwafe ja wohl fynf und zwanciś autobanach 😀
W drugim aucie równolegle ino szybciej cisną kowal z Białym.

(ACDC- Highway to HELLL – ja pierdzielę wiedziałem! ładnie to się zgrało!)

W drodze wesoło.
LEON proszę cię zatrzymaj się. Leon! PLIZ! Usłyszałem tylko że na najbliższej stacji – a tu foty jak już wyłem na tyle głośno, że w końcu me prośby zostały wysłuchane!



Chłopaki mieli ubaw po pachy, ja prawie żółte gałki oczne…

Stefan chciał obuć Leona, żeby płacił mu jego podatki i oddał mu swoją pensję. Mało brakowało a by przeszło 😀 – tu musze napomsknieć, że nie była to kolejna rozmowa o polityce ale za to poszło w służby państwowe…siedziałem cicho 😀

(Deep purple – Smoke on the water – nie no, te utwory pokrywają się idealnie!)

Mieliśmy zrobić zakupy w Polszy, wody, piwa itp. Itd. Ocknęliśmy się że kierwa jesteśmy w Czechach… Chwila gdzie te Czechy, to już Austria. Kiedy to minęło? Ekipa Kowal-Biały była przed nami już sporo, więc z klasy ekonomicznej dochodziły co raz to pojękiwania Leon ciśnij. No weź wyprzedź tego rowerzystę. Leon ta staruszka z kulami zasuwa szybciej.

Lecz Leon miał swój runtime… Reszta młodzieży po prostu nie rozumiała, że to ma być bezpieczne.

Esterajś i postój, Stefan już nie dawał rady bo go przypiliło. Zatrzymujemy się w najobskurniejszej stacji benzynowej jaka tylko była po drodze 😀 taki tam prezent po koleżeńsku. Stefan ze łzami w oczach wybiega i krzyczy DAWAĆ JEDEN OJRO. Wycenili go zapewne przez możliwe zniszczenia jakich mógł uczynić podczas pobytu w sławojce 😀
Wystartowaliśmy po 7 z Lublina. Na miejscu powitali nas dopiero koło 22 z hakiem.

(Guns’n’roses – Sweet child o’Mine – hahahaha to niżej)

Nie wiem czy wszyscy wiedzieli ale po wcześniejszym telefonie do Robina, byłem już zaznajomiony z rozlokowaniem jakie może być w Bauertauchentawernen. Otóż okazało się, że 2 z 3 pokoi mają łoża małżeńskie (miliony dowcipów na temat odwracania się do siebie i mówienia słodkich słów sypały się z rękawa non stop). Sztefen wąs swym bystrym, nieskażonym inteligencją, umysłem wybrał 3jkę, pomyślałem ja mądrzejszy nie jestem idę za stadem 😀 Jak szlachta się bawi nie patrzy na koszta.Dostaliśmy 3 pokojowy apartament z kuchnią, i jakimiś 5 łóżkami. No to kto gdzie? Zapałki? Ocipiałeś? Gramy w marynarza (że co??? Kamień nożyce i papier to ja jeszcze toleruję ale marynarz podjeżdżał mi tu jakimś podstępem. Co to za gra?). Stefan przegrał wszystko…lecz zarazem wygrał 😉
Szum potoku wprawiał w miłe uspokojenie…padliśmy trupem

(Metallica – Nothing Else matters – dokładnie tak, nie ma mnie dla nikogo jestem ja i moja woda 😉 tylko to się liczy)
Ostatecznie poukładaliśmy się tak żeby nikt nie był pokrzywdzony – and nothing else matters!

Czwartek roku Pańskiego tego samego – dzień po poprzednim – ranek

Śniadanie, całkiem znośne ale nie wzięli poprawki te yodo-lidi-li-dole że tu przyjechało 7 chłopa a nie jakieś popierdółki. Koniec końców zapychaliśmy się nutellą i dżemem truskawkowym, (pytanie do chłopaków z „ciepłych pokoi” kto ile razy w co stuknął 😀 – tak tego typu teksty jak już mówiłem były nawet nie na porządku dziennym, nie wiem czy godzinowym, minutowym, to po prostu szło).

(Rolling Stones – I can’t get no SATISFACTION – oh dobrze że to nie leciało akapit wyżej)

Zwarci w szyku bojowym, wyruszyliśmy na eksplorację. Na pierwszy rzut trafiliśmy tu:

Widoki jako, że przyjechaliśmy w nocy i nic nie widzieliśmy oprócz łóżek i naszych powiek, zapierały dech w piersiach. Typowy, Polak powiedział : osz ja pierd….

Wejście do wody ciut ekstremalne w porównaniu do piaseczna na pierwszy rzut oka (skały itp). Mała barierka niby, trochę stromo, ślisko bo padało w nocy – może być słabo.

(Lynyrd Skynyrd – Free as a bird – jak nurek inaczej może się czuć w wodzie?)

Ale ostatecznie wszyscy daliśmy radę a wejście samo w sobie okazało się ultra pomocne. Przygotowania do nurania:


bo Stefan ma od tego ludzi! 😀


kowal w międzyczasie przygotowywał się do rajdu paryż dakar konno


a Leon udoskonalał warsztat tzw. „samojebek” 😀

Nur – nastąpiło losowanie, bęben komory losującej jest pusty, zwalniamy blokadę i oto 7 wylosowanych liczb:

Ekippa testerów – Artur vel. Error aka Errtur + Thoms

Team 2 – Stefan aka Sztefen Wąs vel. Sztiffen, LeoN, Biały, Kowal-Biały

Na gitarze i solówki – Wacek

Nurkowanie w miejscu zwanym Dixie

(z przewodnika) odpowiednie miejsce do nauki pływania (tia, tu każde i wszystkie takie były, 3 machnięcia płetwami i albo nauczysz się nurkować albo masz przerypane).
Wacek wspaniałomyślnie powiedział, że pójdzie chwilę z nami po czym pomachamy sobie, powiemy aufwiedersehen i rozdzielimy się. Chwała mu za to ofkros 😉

Po drodze jesteśmy już w głebokim szoku. (aparat mój tego nie oddaje)

To nie Piaseczno, to nie zakrzówek i niestety nie Egipt ale osz ja pierdziu

(Jimmi Hendrix – Voodoo chile – obyło się bez efektu voodoo na szczęście)

Na 12m wbijamy się na pierwszą z łodzi które tu zaległy. Dopływamy d około 20m i tu następuje aufidersehen z Wackiem, odtąd płyniemy sami z Arturem.

(John Lennon – Imagine – ha, nuta pomaga mocno pisać , wyobraźcie to sobie! Imagine there’s no countries)

Bujamy się w pasie do 30m, mijamy trochę gałęzi, konarów, powalonych drzew

i dochodzimy do 2 wraków nazwanych Dixie.

W środku wita nas magiczny towarzysz ekipy fakap team

[i][i]„I’m a dreamer, but I’m not the only one – I hope some day you’ll join us”[/i][/i]

Ogółem było to bujanie się po płyciźnie (takie tam do 32m), i wychodzimy jako pierwsi. Po nas wchodził team 2,

Susi na górze


susi na dole, wot zagwozdka 😉

weszli i zaraz widzę bomble na kurs powrotny, oho czegoś zapomnieli – pomyślał Sztyrlic. Wynurza się Leon i z przybitym głosem mówi, że zalał mu się aparat. Zapomniał nasmarować oringu… Odbiło to się mocno na jego psychice. Po nurze nie było poprawy niestety za bardzo. Zamknął się w sobie, nie chciał jeść, powiedział że świat mu się załamał i nawet nie chce boczku z grila….

Ale ale… Spolier alert – udało nam się go uruchomić! Za to drugiego dnia mój zaparował i po zdjęciach Leona, mój jakoś mi zbrzydł
Ogółem mieliśmy rozpalić grilla, zrobić papu itp. No ale jak?

Nie mogliśmy wyjść z podziwu i się po prostu zamknąć.

(Pink Floyd – wish you were here – tak dokładnie wish you all were here!)

Drugi Team wyszedł.Też w szoku.

Spotykamy naszych – tylko innych – też tu, tam byli(ale po nas 😉 )! GdyniaDiving team. Zamieniliśmy parę słów. Plan na następny nur mają taki sam. Jak się okaże, typowo rekreacyjnie przemłucili nam wodę w pewnym paśmie, na szczęście też rekreacyjnym.

Robimy papu, jemy, a drugi team jedzie nabić nas w butelkę. W okół dyskusje na temat wspaniałości jakie napotkaliśmy.


tu np wspaniały Sztifen Fakap 😛

Zwijamy graty – jedziemy dalej…

Drugi nur w czwartek był w Twin Towersach (których to nie było wszystkim ich dane oglądać – w tym nam)
Brak oryginalnej foty więc z neta:

(Jethro Tull – Aqualung 😀 no jaja jakieś – nie koniecznie przepadam za grupą i tym utworem, kwestia gustu ale no dobór playlisty zupełnie, że tak powiem przypadkowy a tu pizd :D)

Twin towers to 2 pale wbite w podłoże, podobno robiły wrażenie, ja Artur, Leon i Sztefen

tu Sztifen z tego nurania 😉

tak zasysa automat że aż denko samo się przekręciło…

możemy tak jak wy tylko komentować ze zdjęć. Tutaj też z neta – Wacek może poratuje filmem 😉

Za to my ustrzelamy takie oto okazy wspaniałych Miętusów. Szczerze stwierdzam że jest to moja ulubiona ryba podwodna, nie porypana jak inne, ustatkowana. Prawie, że oswojona. Jedną udało mi się nawet pogłaskać. Wizura jak pisałem wcześniej, niestety zmącona


leżę, a ty rób i zdjęcia


Her nurek to ty pukiren w moja jaskinien?


Artur próbuje walki na miecze świetlne, a miętus ma w dupie, leży i czeka na spokój


tego na pożegnanie pogłaskałem, nie sprawiało mu to jakiegoś problemu. Myślę, że się zakumplowaliśmy nawet


jeden jedyny szczupak jakiego widziałem, wersja XXsmall


na koniec spotkanie z lepszym szczupakiem 😉

Płynąc dalej Stefen zrobił aufwiederesehen a my jako że gaz był pobujaliśmy się i spotkaliśmy drewnianą wersję potwora z loch ness

(Kansas – Dust in the wind)
Dzień strzelił z bicza albo bitchy 😉 Wracamy lekko naazotowani do domu.


to nasza baza pod samymi drzwiami – underpressure, mi powietrze było czymś czuć niestety…mimo tego że na panelach świeciło się ze filtry ok, być może butle z banku mają już swoje lata.

W bazie i miejscu na sprzęt takie rarytasy, że po głowach tylko pomysły jak by im to zabrać/ tfu pożyczyć nosz jakżeby inaczej! Sam hel i booster pompa warta tyle co nasza przyczepka prawie ze sprzętem 😀 Sucharów brać nie chcieliśmy to drobnica 😉

W domu niespodzianka – jak to Kowal określił „kibel dla pedałów” 😆


dobrze, że nie bitte nich schiessen (prosze nie strzelać 😀 )

(The Doors – Light my fire – to bardzo często! Aż nam się zapałki do sztiksów pokończyły, za to było aż 3 malboro menów 😉 )

Kolacja – rosół z grzankami, lekki szok ale spoko, po takim dniu zjedlibyśmy prawie Stefana ;D i na drugie szaszlyk z zestawem surówków. Znośnie smacznie aczkolwiek pani barmanka jakaś taka zasmucona że polacy nie chcieli piwa do zupy…

(W słuchawkach Bruce Springsteen – Born to run – to chyba Leon tylko)

Dzień kończymy przejrzeniem co komu udało się nagrać, nakręcić, ustrzelić. Kowal kończy szybciej niż pozostali 😀 Gutte nacht…

—————————————–

Dzień 2

pobudka z przegłębieniem czasu 😉 logistyka leży i kwiczy 😀 żart bo się zaraz Elon Leon obruszy 😉
Śniadanie – szto eto to samo ino bułek nam dowieźli. Yodoledi Do powitał nas tekstem, że specjalnie dla nas do dystrybutorów dał wódkę. He śmieszne, zajebiście… Mało co się nie przywitał ze Stefana bochnami do rozbijania niemieckiego sznycla 😉 stereotypowe yodoledi do-uchy, a szczą jak pedały 😀

(Like a rolling stone – ale Boba D)

Uderzamy za miastowieś. Lekka podróż krajoznawcza. Przejeżdżamy przez miejsce z którego wchodził nasz rodak ze Złotoryi i niestety najprawdopodobniej tam został. Piszę najprawdopodobniej bo jak widać na focie

poszukiwania trwają. 12 października rok wcześniej w tym samym miejscu Attersee wciągnęło też Polaka 😐 Przez głowę przechodzą różne refleksje…Jeżeli tam zostałeś to spoczywaj kolego w pokoju!

Docieramy na camping i wejście zwane Fottinger

(Livin on a prayer – ua o uao oo ua ue oo)

Miejscówka płatna, lekki rabat dostaliśmy tak czy siak, za to mamy zadaszenie, a pogoda która miała być zajebista nie rozpieszcza

Podział na teamy podobny ale zamieniona kolejność wchodzenia. Rozkładówka powyej pokazuje, że jest co zwiedzać.


tutaj termometr z celcjuszami na różnych poziomach

Leon postawił wszystko na jedna kartą i zabrał aparat. Udało się! zadziałał. Mój niestety nie przeżyłby najprawdopodobniej – napisanego noc wcześniej, przez życzliwych, – planu więc został z brzegu. Ogółem to miejsce to totalna jazda na nartach po czarnej trasie 😉 Stok spada jak szalony w dół, widać to dopiero przy wynurzaniu.

dużo pomostów, platform, lukarny, itp. (ffoty by Leon poniżej, my nie trafiliśmy w nic za to pozwiedzaliśmy okolicę obok 😀 otwarcie mówię, że z Kompasem to się znam ale z kompasem to średnio jeszcze lubię 😉 )


platforma z dzwonem


platforma z dzwonem i Kompasem – przypomina mi okładkę płyty chyba ELO, jedno z moich ulubionych zdjęć by Leon


na dole – ostatnia platforma, potem już tylko stok


tu platforma do testowania zanikania kolorów


z latarką jak widać już działają 😉


każda poręczówka oznaczona gdzie idzie, a liny które prowadzą są grubości prawie że suchej krakowskiej


Nurek z butelek i gratów nurkowych


w realu podobno niezły dzik


i tył


ogółem fajne pomysły mają, tu platforma ze znakami nurkowymi – GIB MIR LUUUUUUFT 😉 jakbym Ramsteina słuchał 😀


sześcianik do wpływania


kolejny dzwonik i trochę rybek

(Black Sabath – Paranoid = oj tak, tak od 55m 😉 )
My wchodzimy po teamie Biały-Kowal, przechodzimy przez zestaw gigantycznych platform ćwiczeniowych i głębokość osiągamy w 8-9 minucie. Z racji uprawnień jest to głębokość uprawnieniowa 😉 Zejście w dół ekstremalnie strome. Hańcza za 40m przy tym to pustynia równiutka jak naleśnik. Wychodząc dopiero zauważamy jaki to stok! Wyjście z głową do góry oczywiście 😉 tylko tak można było coś widzieć. Troszkę przestrzeliliśmy plan i niestety już na powierzchni obstawiałem taką możliwość. Wracając trafiamy ostatecznie w poręczówkę i dochodzimy do platformy a zza nią do pomostu. Leon odbębnił fotoreporterke, którą to przedstawiam poniżej:


paliki wydają się małe, w rzeczywistości chyba jakieś 5-6m każdy


Sztifen musiał się podpisać, nie byłby sobą jakby tego nie zrobił 😉


„samojebka z lusterkiem” Leon wchodzi na wyższe poziomy fotografii 21 wieku 😉 pozostanie mu jeszcze zrobienie tego samego Srajfonem 😉

(Aerosmith – Dream on- !!!!!)

Bujamy się z Errturem najwolniej jak się da. Zużycie na poziomie absolutne minimum. Ruchy płetwami też. Zapomniałem wcześniej wspomnieć, że temperatura wody powyżej termokliny na prawdę bardzo korzystna – 13/14C z tym że termokilna zaczynała się już koło 14m 😉 Po pomoście ruszamy do wyjścia


za nami wychodzi Kompas

Na brzegu mamy już caterring, z tymże obsługa jakoś dziwnie się na nas patrzy, nie podają sztućcy, talerze brudne i tylko napiwków by chcieli:

No i powtórka z rozrywki, jemy, składamy, bijemy, jedziemy dalej…


miła pani ciągała sama wszystkie te flaszki, chyba ze była miłym panem, nikt nie miał odwagi sprawdzać tak czy siak 😆

(Eagles – Hotel California – co po niektórzy faktycznie mieli hotel bachtaverna;) )

Jedziemy dalej. Docieramy na Schillerwand, z babą z Attersee…o tym bakteria w sensie zaraz

Do pozwiedzania tutaj ścianka opadająca na 42m. Wizura jako, że padało nad ranem już nie powalająca. Ogółem fotografie mocno przekłamują(mimo że bez obróbki) faktyczny stan jaki tam panował.


po południu pogoda jak na wiosnę, o ile wczesniej śmigaliśmy non stop w ocieplaczach to teraz było już ciężko


Medytujący Wacek aka mistrz ciętej riposty

(Dire Straits – Sultans of swing)


Malboromeni 😉 wersja 2/3


cysterny wersja small i chłop z miasta w którym bawią się w miasto 😛

Zbieramy się do wody ogółem porozrzucani po całym parkingu:


tu fota po wyjściu ale bardzo ważna teraz do przedstawienia sytuacji z babą z attersee

PRIVAT BETRETEN VERBOTEN – prywatny wchodzenie zabronione – przecież sobą byśmy nie byli jakbyśmy się posłuchali

30sekund później przyszła baba i zjebka do stefana po jejszemu. Stefan wyłapywał co 10 słowo, odpowiadał co 20tym 😀 Ja, meine lojte, eins lojte, o co ci babo chodzi? 😀

(Eric Clapton – Layla)


Ertur strzel niby mi fote a wal babę z ukrycia 😀 nie będzie niemioc pluł nom w tfosz!

Plany zemsty za jej trajkotanie były o wiele bardziej hardcorowe. Były aż tak hardcorowe że gdyby weszły w życie to musieliby spuszczać wodę z Attersee 😀 Wykonawcą miał być oczywiście Sztifen 😀


Owa ścianka


Biały na ściance – fotomodeling level hard 😉

(Neil Young – Rocking in a free world)


no to rokingujemy 😉


Hidy ogółem urządzały gwiezdne wojny pod wodą


czasami obywało się bez walk


a czasami robiła się dyskoteka


A może to ghostbusterzy? ale co stanie się jak skrzyżują promienie?


ścinka z lepszą wizurą


Kowal też coś dłubał 😉

(The mamas and Papas – I call your name aka California dreaming)

Każdy nur przynajmniej te nasze były w granicach godziny. Solo Wacek klepał lepsze i dłuższe zwiedzania 😉

Jako, że azot klepał nas już drugi dzień ładnie więc do głowy przychodziły coraz to lepsze pomysły 😀 w tym fotosesja „w rybim oku” 😉 no i że Leona

chyba coś swędziało to próbował podwodnych manewrów na chłopakach

(Don Mclean – American Pie – była szarlotka?? :D)

Kowal wyglądał na zadowolonego 😀 rozumiem… pokój 2 osobowy robi swoje 😀

Jak już pisałem wcześniej azot swoje robił:

Biały ze stoickim spokojem obserwuje sytuacje 😉 na ręku xdeep jeden z pierwszych w polszy, pierwszy na lubelszczyźnie, oczywiście czyj? 🙂

Koniec harców czas wychodzić. Ostatecznie cała ekipa była mocno przejechana i nikomu oprócz Wacka nie chciało się iść na nocnego. Jakbym miał założyć to wszystko jeszcze raz tego dnia to już bym chyba sikał na siedząco 😀


Tu Ertur kontem pluje na babe z Aterrrr

Zawijamy graty i na kolację. Tym razem opcja mamy to w dupie zasuwamy w ocieplaczach. Zupa czosnkowa (ciekawa) ale drugie kicha, mrożone pyzy z wkładem blizej nie wiadomo jakiego pochodzenia. Wieczór filmowy i kima…(w tym momencie relacja zaczęła być pisana być 😉 ). Noce były chłodne, ród sikających na siedząco mężczyzn widocznie oszczędzał na nas i wyłączał nam grzanie. BASTARDS!

—————————
Dzień 3
—————————

(Steppenwolf – Born to be wild – no jakże by inaczej :D)

Na śniadanie dostajemy tyle bułek, że nawet zostają. Szok 🙂 w końcu ciołki pokumali ale wraz to samo… Nie zrobiliśmy foty ale czesi mieli Dirze koszulkę z przekreślonym napisem DiR. Co im zrobiłeś? czyżby założyli ugrupowanie poszkodowanych przez uwodziciela ? 😆

W planie na dzisiejszy dzień jak to Leon mówił: będe wam stopniował wrażenia. Tak nam wystopniował że mało co dcsa co po niektórzy na powierzchni nie dostali…Ale po kolei :

Dojeżdżamy do bazy Nautilius, w sumie chyba najbliższe miejsce od naszej tawerny

Rozkładówka wygląda niby biednie, za to pod wodą było tego od groma. Trafiamy na pierwszy dystrybutor powietrza:

Born to be wild!

idziemy dalej i mijamy całkiem okazały ścigacz?

Leon wspominał coś o wózkach. No spoko będzie łatwiej przewieźć. Nie wspomniał tylko o odległości od prkingu do nabrzeża i niefartem co po niektórzy trafili na wadliwe ogumienie w tych wózkach.
Początki:


tu jeszcze uśmiechy na twarzach


tu już średnio kolorowo


a tu foch i zgon 😀

Zaraz obok nas miejscówkę swoją mają strażacy wodni a że poszukwiania trwały nadal to dosyć często wpływali wypływali. Zdechnięci składamy sprzęt, wyrównujemy oddechy i wskakujemy do wody

(Van Halen – Jump)

Sztiffen siedzi i pilnuje – wchodzi jako ostatni. 2 pary idą na głębokość – oczywiście zgodnie z uprawnieniami – Leon uderza we wszystkie atrakcje i cyka foty, Wacek wideo reportaż z przegłębieniem 😉


jak dopływamy do platform to koparka siada nam pod glebę, gigantyczne pale, spody stalowe, monumentalne konstrukcje


rozmieszczone co po niektóre jedna pod drugą jak tu

(Whitesnake – Here I go again – I don’t know where I’m going??)


życzą dobrego powietrza? jakiś dowcip GEJI? znaczy GUE? 😀


Leon – born to walk alone 😉 zwiedza wszystko co się da


nie wiem co to było

(Yes – Owner of a lonely heart)

Tutaj drzekwa i keson:


trocę podświetlonej martwej natury


motorek


Leon poleciał obadać również rozkładówkę 😀


chyba gniazda bocianie? 🙂


eeeeej dziewczyyyynoooooo spójrz na misiaaaaaaa

nam udaje się trafić jeszcze na łódkę strażacką (chyba im się zatopiła) – będzie na filmie. Koło 70min wychodzim

(ZZ top – La grange)


blusujemy trochę z kiełbasami…Nie mieliśmy wyjścia, Sztiffen powiedział ze jak nie zjemy przydziału to każdy łapie wpierdo%@. Poszło wszystko 😀


a tu pan instruktor z kursantami, walili z buta do poręczówki – Kowal stajl 😀 i nie wiem w końcu, robiliśmy sobie jaja ale facet miał normlanie sznur i chyba tych kursantów pospinał do siebie

(bob seger – old time rocknroll)


najdroższe drzewo ever – drzewo 30tyś 😀 owocuje raz w roku. zabraliśmy plony

W przerwie podpłynęły łabędzie na sępa. Nie chciały kabanosów Białego 😉 uraczyliśmy ostatnimi kawałkami bułki…

(The Animals – house of the rising sun)

Jako że nur był zgodnie z uprawnieniami 😀 pomyślałem, że przed takim popychem jeszcze ejdnym odsycę trochę tłuste tkanki 😀 i siadłem na tlen, siedzę dycham i tylko czekam 😀
Pierwszy był Wacek, Tomek coś ci jest? źle się czujesz? potrzeba ci pomocy? 😉 potem cała reszta 😉 podobno zrobiłem też wrażenie z owacjami na stojąco u szkopów 😀

w drodze powrotnej minęliśmy posąg chyba tych nurków z Czech co to im DiR musiał na występach przebałamucić pół wioski 😀

(Nirvana – Smells like teen spirit – spirit to by się przydał do czyszczenia gał w automatach, choć Leona gały chodzą płynnie :D:D:D )

Te wózki to była masakra, do dupy z takim dawkowaniem emocji Leonie 😀 Stefen po tym nurze stwierdził że już odpuszcza i kończy z wynikiem 5 nurów.
Pojechaliśmy spakowani na drugą stronę jeziora.

Mijamy SchwarzeBrucke i stajemy na chwilę – poszukiwania trwają dalej


patrząc na łódkę możecie sobie uświadomić że pod nią bylo już „grubo”


Krzyże zostały zastąpione jednym zbiorowym – Wieczny odpoczynek racz im dać Panie…

Policja szybko nas przegania, podejrzewaliśmy że udało im się znaleźć w końcu i dlatego było tylu pismaków z aparatami…
Jedziemy dalej…

Dojeżdżamy do Kohlbaueren

gdzie spotkaliśmy siostrę przyrodnią z austriackiego łoża Stefana (niestety zdjecia nie oddają jej kształtów ale wręcz śmiem twierdzić że miałą większy kurchan niż stefan :D)


nie mówiąc już o 4 literach 😀 my jesteśmy paskudni ale tu to się dziwie że aparaty nie popekały, zakłócenia jak widać prawie jak w czarnobylu

Ostatni nur, ostatnie miejsce, już przed nurem żal, że to koniec.

(ACDC – You shook me all night long )


patent do podpiepszenia wurstwpiepszaczom

Jako, że Stefan siedzi to wchodzimy wszyscy prawie, że na raz. Miejsce przy potoku i niestety wizura total kupa – jak w j.Białym. Leon idzie ze mną i Errturem na „foty”. Kończy się warsztatem z pływania w syfie. Mieliśmy zejść na łódkę ze sławojką w środku. Mi na dzien dobry zdechła bateria w go pro 😐 Pływamy pływamy, dobrnęliśmy do złotej 50tki – 20min na 30m – i dupa, w końcu widzę jakiś marker…Pokazuję reszcie, macham i zaczynam zanurzanie (w końcu tego szukaliśmy nie?) jest! i co się okazało? niżej była i wizura lepsza. widzę ze Kowal z białym się podpisali, dopisałem i fakap. Otworzyłem sławojkę no ale patrzę coś ich nie ma. PAtrzę do góry a ci mi merdają dyskoteką. Myslę bosko coś się zesrało…
Zapomniałem dodać że nie dobijaliśmy się bo się nam nie chciało po pierwszym grubym nurze (bo niby było powietrze). Podpływam a tu się okazuje że panowie na oparach i z racji powtórzeniowego nurkowania deco na powietrzu już też zwariowało. Umnie henryk pokazał 8min łącznie i rezerwa gazowa wystarczała na spokojne jeszcze posiedzenie – ale solo, a Suunto no cóż. Zaraz mnie Wacek objedzie 😀 Odchodzimy na drugi krąg…

(Buffalo Springfield – For what it’s worth)

Bujamy się płycej… dochodzimy do platformy, czas w końcu na foty:


platforma z płytą do wkręcania śrub – do prac podwodnych 😉 Bombel coś dla ciebie 😉

(Eric C – Cocaine – po co to komu po takiej ilości azotu we krwi każdy był jak gąbka puszysty :D)

Kończymy nura dowiadując się ze tak się rozbujaliśmy że jesteśmy na drugim nurkowisku, trzeba było jeszcze pokopać wodę żeby wrócić…

Wychodzimy, pakujemy się już docelowo pod wyjazd. Naszym okoczom ukazują się takie to widoki

(Janis Joplin – Cry cry baby – no to cry’ujemy)

Robimy pożegnalną fotę:


obiecujemy powrót…

i robimy 35km wycieczkę powrotną dookoła jeziora.

Ostatnia kolacja to schabowy – w końcu coś normalnego!

Aczkolwiek ostatnie piwo obrzydza nam jeden wruch..ny czech w podkoszulku bez rękawów z włosiskami od czystości tleonwej 😀

Aczkolwiek piwo ist piwo!

(U2 – sunday bloody sunday)

Pobudka przed 6tą i Austria staje się historią!
1000km do domu strzela szybko, po tylu dniach rozpakowywanie idzie mega sprawnie.

FIN / Albo Szkop raczej 😉

ps. Zapytacie dlaczego Errtur? Error? vel Artur? to taki skrót od extended range na jego komputerze, szybko się wyświetlił 😆 😆 😆 musi dodawał mu otuchy 😆 😆 😆

sękju for atenszyn gut baj aufwidersejen było wunderbar cudnie

pps. update w temacie zaginionego nurka by Fox z divetreka: „Lezy na 85 metrach . jutro bedzie wyciagniety.”

ppps. przypominają mi się jeszcze anegdoty:

Leon: Jak tam Wacek zajebisty nur nie?
Wacek: eeee kicha…

Po nurze w kiblu (wizura rodem ze sracza)
Leon: Jak Wacek? ch##nia nie?
Wacek: Nieeeee, zajebiście 😀

To się panowie dogadali 😀