Słońce, ciepło, piękne błękitne morze, kolorowe rafy i ryby, znacie to skądś? Nie! To nie Egipt! zrobiliśmy na przekór – wybraliśmy tą bardziej odmienną drogę i pojechaliśmy w zakątek gdzie 4 kraje łączy jedna zatoka i jedno morze. Nie trzymając was dalej w tajemnicy, skoczyliśmy do Izraela!

Plan rozrysował się bardzo szybko. Słuchajcie są dobre bilety za śmieszne pieniądze, jedziemy? Jedziemy! Okazja była na prawdę dobra bo 420zł w obie strony Lotem z bagażem rejestrowanym i 2 torbami pokładowymi to tak na prawdę śmiech na sali nie pieniądze.

O ile kraj był trochę znany ale bardziej od strony północnej, o tyle Eilat był czymś zupełnie nowym. Szybki rekonesans potwierdził, że te bilety trzeba zawijać bo w wodzie jest Egipt a nad wodą nie ma opcji bycia skróconym o głowę. Wiem, zapewne wielu z was powie, że powtarzam bzdury, że jest bezpiecznie – ok! Ja nie mam ochoty lecieć tam gdzie nie czuję się bezpiecznie, a Izrael traktuje jako jeden z najbardziej rozwiniętych militarnie i policyjnie państw na świecie. Z racji, że nie żyję tam na co dzień taka sytuacja jest mi na rękę bo bardziej bezpiecznie się już nie da.

Po Egipcie miałem mieszane uczucia. Z jednej strony piękna woda, ciepło ( a byliśmy praktycznie w tym samym czasie) z drugiej zaś ten wszędobylski stan wojenny. Kontrole co pare kilometrów  z fikcyjną służbą cywilno wojskową, bieda w hotelach i poza nimi (opcja all inc to opcja żeby przeżyć jakkolwiek tydzień) no i bądź co bądź strach, że za odmienny kolor skóry jesteś traktowany na każdym kroku jak wróg lub krowa do wydojenia.

Zanim polecieliśmy udało nam się wynająć fajne mieszkanie w opcji że gotujemy sami – mam 2 ręce nie przyklejone do dupy na stałe, oglądam top chefa 😀 i jestem jak Magda Gesler jeśli chodzi o samo jedzenie jedzenia 😉

aczkolwiek te śmieszne panie zebrały się na żarty – tak więc drogie dzieci – nie zadziera się z fryzjerem! U no mess with Zohan! Biczys!

Lądowanie w Tel Avivie spowodowało, że musieliśmy załatwić też auto. Kompletnie trywialna sprawa. Pozostał wybór centra nurkowego.

W tym punkcie nie poszliśmy na łatwiznę. Ja chciałem pofocić, Piotr ponagrywać, Mariusz i Bartek pooglądać konkretne rzeczy. Także z 3 opcji bieda, middle class i upper beverly hills wybraliśmy ta ostatnią i nie możemy złego słowa powiedzieć. Opcja bieda to wzięcie butli z CN i pływanie na pałę – co się trafi to się trafi. Opcja middle to pływanie z tanim/średnim CN nurkowym które ma wyrąbane na to co zobaczysz – 45minut i zazwyczaj koniec (na szczęście dowiedzieliśmy się o tym 😉 ). Nasza opcją był praktycznie prywatny przewodnik, top chef fotografii podwodnej na rejon Eilatu, wielokrotnie nagradzany no i kurcze foty robią karpia na twarzy 😉

Tak więc mając już wszystko dogadane pozostało czekać. Z tym czekaniem wiadomo im dłużej tym mniej się gada o wyjeździe, a później jest lawinka i załatwiania i różnych durnych paranoi 😉 No i jeden się nam wykruszył na 8 dni przed wylotem.  Trzeba było zmieniać rezerwację auta, kombinować z przewodnikiem czy weźmie nas po tej samej cenie i ogółem trochę sparotlił się klimat…

Co do chorych rozkmin – A bo trzepią na granicy, a bo mogą cofnąć aparat, a bo Goj’a (czyli nie żyda) potraktują jak służbę. Bzdury! Bzdury i jeszcze raz bzdury! Owszem wygrałem w loterii kontrolę osobistą na Okęciu. Jak się okazało ta kontrola była całkowicie normalna i sprowadziła się do sprawdzenia torby i ciuchu który miałem na sobie pod kątem styczności z materiałami pewnie wybuchowymi. Dobrze że nie podsypywałem jeszcze trawnika bo by jakieś saletry potasowe mogłyby błysnąć 😉

Ból jedyny był taki, że lot był w nocy i to późnej – przylot o 3:40 ichszego czasu (+1h) – i że akurat w piątek (szabas, czyli nasza niedziela w wersji ultra PIS + Rydzyk – wszystko nieczynne, każdy zamknięty, a arab mówi 15 szekli za coś co warte było 8 ). Dzięki autu i Piotra szarej kartce pozwalającej na jazdę we wszelakich krajach na świecie, problem zniknął. Po 4 siedzieliśmy w upgradeniętej wersji clio.

Na lotnisku Chopina klimat dopisuje, zaraz mają mnie brać na osobista więc pośmiechujkom nie było końca

Prosiłem, nalegałem, kupmy %. NIE! Wziął i poszedł po wode, jak zwierzęta…

pani kierowniczko jest zima i musi być zimno

no halo halo 😉

Przylot 3:40 rano i coś nei czuć tego gorąca o którym pisali w wikipedii 😉

Hala przylotów całkiem pokaźna

Odpalamy francuza oczywiście na pych i tylko jeden bieg do przodu, 5 wstecz, norma…

 

Przejazd z Tel Avivu do Eilatu to około 4:30h. Drogi są bardzo dobre, a że było rano i szabas to i puste. W trasie mijamy sporo beduińskich-arabskich chyba na dziko wybudowanych osad. Wszystkie z blachy falistej. Wyobraźcie sobie garaż w lecie, na pustyni, z temperaturą otoczenia 50-55C to ile będzie w środku? Nie chcę wiedzieć…

U nas są znaki uwaga jelenie, lub lejenie jak mówiła ma córka 😉 uwaga krowy, konie, kaczki, jenoty… a tu? a tu uwaga wielbłądy. Myślimy ta jasne, tak jak i u nas te jenoty raz na 100milionów się trafi. A jednak! zatrzymujemy się, korzystając z możliwości rozprostowania nóg podchodzę bliżej. Zaczynają patrzeć na mnie spode łba. Szybka kalkulacja w głowie mówi mi że nie wiem czy to opluje mnie czy z garba pociągnie. Podchodzę na odległość z której w razie W sprintem ucieknę – cziken we mnie mocny 🙂 Tak czy siak szok. Jedziemy dalej.

W połowie drogi trafiliśmy na urokliwe miejsce niedaleko morza Martwego.

człowiek z biedronki – ostatni film Wajdy

Szybka szama, zdjęcie z siatką z biedronki i ciśniemy dalej. Zmęczenie zaczęło wchodzić nam coraz to bardziej więc niestety padliśmy z MAriuszem a to bydle Piotrek nie pozwoliło się zmarnować takiej sytuacji do szydery więc ustrzelił nas w spaniu synchronicznym 😉

 

1:0

2:0

 

Pogoda zapowiadała się zacnie. Niestety na miejscu już tak wspaniale nie było. Akurat w dzień w który przyjechaliśmy pogoda siadła totalnie. Szaro, buro, do tego zimno… no pięknie skąd ja to znam, zamienił stryjek Polskę na siekierkę! Dobrze że suchary wzięte 🙂 Planowaliśmy, że nic nie pójdzie gładko, bo wszędzie miało nam zejść o wiele więcej czasu z racji bycia Polakiem! i z tego planowania wyszło, że zamiast przyjechać na 13 byliśmy na miejscu już o 10. Musieliśmy kimnąć niestety w oczekiwaniu na mieszkanie w aucie przy plaży.

 

Długo to nie potrwało bo plażę trafiliśmy najgorsza z możliwych 😀 chyba arabską 😀 taa my umiemy się ulokować! Po 30 min wpadlo stadko 3 kozofrendów i zaczęło odsłuchy sprzętu car-audio allahujomujo podobnych wyć. Języki ogarniam, a i kulturowo nijak to izraelskie nie było. My twardzi śpimy dalej – przynajmniej Piotrek spał 😉 – no to zaczęli śpiewać… No by ich byk wydupcył! AAAlaaahuuuu huluu luuuuuuu… Dobra panowie nie będziemy z lokalsami pierwszego dnia w ich dresy wchodzić, zawijamy się niech się chełpią kozodymcy… 3-4km dalej tuż przy granicy z Egiptem trafiliśmy na plażę z ograniczonymi wejściami do wody i namiotami rozbitymi centralnie przy morzu. Cisza spokój w końcu relaks!

 

I ten relaks pozostał już do końca wyjazdu i z każdym dniem było tylko lepiej.

Apartament mieliśmy w budynku z lat 60 myślę i ogółem z zewnątrz furrory nie robił. Miał dobre opinie i z racji że nie na luksusy stawiane było to nie przejmowaliśmy się aż tak bardzo. Nasza gospodyni była przemiła, w chacie prócz klimy w każdym pokoju, płaskiego tv i pralki, były 2 małżeńskie wyrka, 2 pojedyńcze i 1 rozkładane także było nas definitywnie za mało 😉 Prócz tego, wszystko co znajdziecie w domu a nawet i nie zjadziecie. Kawa, proszki do prania, podstawowe rzeczy jak jakiś makaron ryż ot to co pozostawili inni goście. Tak czy siak bardzo bardzo ok!

do tego 2 sypialnie i 2 łazienki. Cena? bardzo ok 😉

Mariusz został wyjątkowo dobrze przywitany. Ktoś dostał cynk? Dziwił tylko brak łabędzia 😀


Bardzo chciałbym poznać historię tego wytwornego zdjęcia 🙂

choć historia tego zdjęcia jest jeszcze lepsza – zabrakło tylko że pani ma „horom curke!” #pdk 😉 ps. Mariusz nie wymieni się za deskę Pani Sylwio!

 

Ok idziemy po wodę bo zaczyna się robić ciepło. Pierwszy sklep pod domem i wtopa. Heloł maj frend… hau amcz for dis łoter? fynfin! he? fynfin! Fifty or 15? No i tu arabus popaczał jakbym mu koze zabrał, pokazał 15 na palcach i strzelił focha. 15 szekli to około 17 zł , a bałem się że chce 50 😛

Kij z nim więcej nasza noga nie postanęła u niego, bo gospodyni sprzedała nam miejsca gdzie powinniśmy chodzić i się stołować. Ceno tnięcie o połowę i momentalny uśmiech na facjatach bo obaliliśmy kolejny mit. Mit cen 🙂

Miało być drogo, wszystko 500 razy drożej jak w Polsce bo wszystko importowane, bo oni tam nic nie mają. Bzdury…

Przykładowo:
– owoce i warzywa taniej jak u nas, a mandarynki o ciepanie! pamiętam ten zapach z Bułgarii ale do nas takei nie dojeżdżają! Pomarańcze takie se ale słodkie 😉
– alkohol – no bo sory nie dogadaliśmy się na lotnisku, potem w samolocie (bo ktoś tu ćwiczy i on pić nie będzie…) to został przekonany przy półce sklepowej 😉 i taki 0.75 Stock kosztował tyle co i u nas 60zł, winko od 17 do 30szekli, piwo rzuciłęm okiem 4 za 24 szekle to razcej już kiszka
– mięso – tego za wiele nie ma, wiadomo świni nie uświadczysz, ale kura i jej cyce koło 23-24zł za kg
– woda – u araba przesrane a w hipermarkecie 8zł za 5-6szt
– mąki/ryże/płatki – podobnie jak u nas

Co prawda mieliśmy i w markecie lekką jazde z paniami kasjerkami aleeee… w gruncie rzeczy zrobiliśmy taniej zakupy 😉 a tu kolejny mit że są problemy z płatnościami kartami 🙂 BZDURA!

Eilat – bardzo fajne miasto z 13km linią brzegową. Otoczone czerwonymi górami, porośnięte pięknymi palmami i zamieszkiwane przez dosyć spory odsetek rosjan ( celowo z małej 😛 nie toleruje tej nacji nijak). Ogółem widać było od razu że nie jesteśmy zamiejscowi z 2 przyczyn. 1) bielsi od syna młynarza 2) wzrost – kolosami nie jesteśmy ani zawodnikami nba aczkolwiek przez cały pobyt widziałem tylko garstkę o podobnym wzroście.

Miasto kurortowe, budziło się jeszcze z zimowego snu (czemu my nie mamy takiej zimy????) sporo ludzi w kurtkach, czapkach my już krótkie spodenki i tshirty 😉

Piotrek padł, my trochę odespaliśmy z Mariuszem więc zaczęliśmy klarować sprzęt przed pierwszym dniem nurkowania. Wziąłem pudło unitrona, zacząłem je ogarniać i załatwiłem się na Amen. Coś od samego początku mi nie pasowało. Aparat podróżował ze mną w kabinie, zassało go konkretnie i po odessaniu coś zaczął świrować. Podpiąłem lampy, jeszcze strzelał nimi ale nie zapisywał nic na karcie. Dziwne bardzo. Stety niestety nie wiedząc co takich przypadkach na włączonym aparacie usunąłem ze stopki lampy. Musiało pójść przepięcie i aparat się zawiesił na amen. Wyjałem baterię i to by było na tyle. Odszedł na drugi krąg i już nie wrócił. Obstawiam spaloną elektronikę – wyjdzie  w praniu jak pójdzie na serwis. No i cały mój plan wycieczki legł w gruzach. Załamanie totalne. Nasuwały się pytania co ja będe robił? przecież przyjechałem tu focić! spotykamy się z fotografem po to żeby pokazał jak focić, co focić… Makabra… Struty chodziłem pół popołudnia. W końcu dotarło do mnie, że może czas odpocząć? że jeśli będzie fajnie to będzie po co wrócić, a jesli będzie przeciętnie to i tak wyszłyby gówniane zdjęcia. Moja lepsza połówka powiedziała to samo. Wziąłem więc Ekena 9 chińska kamerka za 180zł z poprzedniego wpisu) który to miał być tylko backupem i w ogóle nie miałem za wielkich planów na niego prócz zrobienia ujęcia z wraku Satil – z kija do samostrzału. Doczepiłem do niego ultra szerokie światło zwane niemcem z racji pochodzenia 😉 i z części od ramion aparatu i tyrytytek skleciłem coś na miarę moich potrzeb

 

Eken i niemiec w warunkach ciemnicy sprawiły się lepiej niż dobrze!

Poskładaliśmy się w kupe i z racji ogromnego niewyspania padliśmy jak muchy. Następnego dnia zaczynaliśmy już od 9 więc 8 czasu polskiego. Spanie było potrzebne.

Pierwszy dzień jak i każdy następny zaczynał się tak samo 5:30 piepszone ptaki za oknem dawały koncert życzeń radia trele fakin morele… Przypominam budynek z lat 60tych, cienkie ścianki, cienkie okna, matko jak to darło ryja… tak więc pospane w tym odcinku 😉 szybkie śniadanko, ogarnięcie bambetli i ahoj przygodo jak mawia instruktor na M 😉

Nasz przewodnik stawił się punktualnie,wręcz to my coś zabałaganiliśmy ze 3-4 minuty. Szybkia rozgrzewka językowa, przełamanie barier w mówieniu i jedziemy do zaprzyjaźnionego CN. Na miejscu bardzo fajnie. Blisko do wody, szafki zamykane na klucz (każdy dostał przydział). Kawa herbata woda do woli.

Szczerze mówiąc bardzo spoko rozwiązanie. Kończysz dzień, cyk do szafeczki, cyk kłódeczka i cyk pozamiatane. Gdyby tylko ten nasz Olsen nie pokazał jak łatwo te kłódeczki się otwierają…

Olsen otworzył ją spinka do włosów – bo któregoś dnia  M zapomniał klucza z domu…

I tak mijały dni na klarowaniu i rozklarowaniu 🙂

Niby mało ale mógłbym tak mieć pod domem 😉 nie obraziłbym się!

Pierwszy dzień robimy home reef – rafka przy bazie i na rozgrzewkę 40m 😉 Mariusz jak Marysia z pewnej piosenki – lekko w szoku dumny w pełni – bo może i robił podobne metraże ale dawno temu. Płyniemy po powierzchni (taki prikaz przewodnika) i opadamy na jakieś 13-14m. Trochę pewnie chciał nas sprawdzić. Opadamy i zaczyna się to co lubię. Inny świat!

Świat ciepłej przejrzystej wody, świat w którym są kolory a woda nie jest koloru zgniłych jaj. Świat gdzie czuje się prawdziwą ciszę i spokój. No i ta fauna! Flora też! Ale ta fauna… Eh na starość kiedy już nie będzie można nurkować przez ilość leków jakie się będzie wchłaniało, pykne fajeczką i z miłą chęcią wspomnę te czasy 🙂

   

ślimaków całkiem sporo, bardzo pinkne!

2gi nur to typowa rekreacja, wszystkie skałki w okolicy i wszystko co na nich żyło. Jest zadowolenie na wszystkich twarzach. Fotograf też zadowolony bo widzi że nie musi użerać się z klientami , ich pływalnością i problemami egzystencjonalnymi! Aczkolwiek jak mu powiedziałem o stage’u to zdębiał. Chcieliśmy pływać na 2ch butlach i robić nury po 90-100min. Ostatecznie przez wzięcie za krótkich pasów olaliśmy temat i dobrze! bo przy 12 nurkowaniach ja po 7 miałem już mocno w nogach.

Każdy nur to praktycznie coś innego, przynajmniej te pierwsze 5-6. Oprócz niezliczonej ilości kolorowych ryb, zrobiliśmy też wrak Satil na którym w sumie większe wrażenie mogły znowu robić ryby 🙂 a działo się tak przez stosunkowo nie najlepsza wizurę. Niestety w zimie tam potrafi padać i pare tygodni wcześniej przeszła taka jedna zlewka psując wizurę na około 15-20m – dla nas i tak dobrze – polecieliśmy tydzień wcześniej nurkując w max 3 😀

butle 15tki – widac że tylko oszołomy na tym nurkują bo legalizacja i stan butli wskazywały na długa odstójke w kącie 😉

Kosmici…

wszędzie kosmici!

Frogfishe , stonefishe, błazenki cuda wianki i „truskawka na torcie” pierwsza ośmiornica i żółw. Do żółwia nie dalem rady zbliżyć się za bardzo bo płynął w górę, a mi nie po drodze był wystrzał z 25-26m na 8. Aczkolwiek jak na drugi dzień nurkowy byliśmy rozochoceni. Za to osmiornica nas pozamiatała

 

Satil jako wrak tez bardzo urokliwy aczkolwiek mając w pamięci nurkowania na Malcie i przygotowanie tamtych wraków pod nurków to sporo do życzenia tutaj pozostaje i moim zdaniem mało doświadczony nurek nie powienien pchać się do środka, a myśle że przewodnicy biorą i takich…

Drugi dzień nurkowy to też i nurkowanie nocne. Pierwsze! W sumie w morzu Czerwonym moje pierwsze ever. No i na nim niezliczone ilosci skrzydlic. A cfaniary jak podpływalismy ze światłem to dla nich tylko działało na plus bo lepiej widziały swoje ofiary.

 

 

Dzień 3ci to 2 nurkowania w japanese gardens czy cuś – ogółem rezerwat przyrody dodatkowo płatny 35 szekli. Po wyjściu nie żałowaliśmy ani centa. Ewidentnie uciułane wszystko co się tylko dało plus piekne stoły koralowców. Skała Mojżesza i kwintesencja morza Czerwonego i teraz najlepsze wszystko praktycznie do 7m 🙂 Choć pierwszy nur rozpoczęlismy grubo bo spadek do 45m był momentalny. Ogółem to miejsce ma super potencjał na grube nury ale i dla świeżaków jest idealne.

Dzień 4ty to znowu 3 nurkowania. Dlugo nie mogliśmy wybrać co chcemy robić tego dnia. Opcja Satila znowu była ok ale był tez drugi wrak Yatusch – czyli komar. Ze zdjęć wyglądał dziadosko. Mały pokrazcny, łódź patrolowo ogółem shit. Długo się biliśmy na kciuki ale ostatecznie machnęliśmy ręką i lepiej było go zobaczyć jak go nie zobaczyć i żałować. No i żałowalibyśmy 😉 Wraczek był dokładnie takim samym statkiem jakim podróżowali żołnierze z czasu apokalipsy. Położony na 23m ale równie blisko brzegu co Satil. Mi się spodobał ale na młodych wilkach 😛 sprawił dużo wieksze wrażenie na + ofkors 🙂 Z niego poszliśmy przyklepać cyferkę choć zupełnie nie zamierzenie 🙂 Mister giv mi 10 szekels eM przyklepał swoją życiówke po raz drugi 😉 i wszystko to bez twina! można? pff tylko go rozochociło.

Satil skromnym mym zdaniem trochę za mocno zagracony

i zdziwko! to nie wąż! to murena!

Satil niestety po przejściu człowieka biegunki…Fabrowski musiałeś???

Alien

Przyczajony tygrys, ukryta murena

 

W oczach i krwi jego czuć było chorobę. Ten narkotyk uzależnia silnie i eM stał się jego ofiarą. Azot wziąl go w swoje ramiona i przytulił a eM spokojnie odwzajemnił mu tym samym. Bardzo dobrze bo tak właśnie powinno się odblokowywać psychikę. Nasze wody potrafia wpędzić w niezłą paranoję. Nie raz byłem świadkiem tego, i nie raz i mi odwalało. Tutaj 45m było jak 10m w naszych warunkach. 15litrowe butle wzięte na ta głębsza okazję były aż nadto 😉 SAC w grupie był prawie identyczny i stosunkowo bardzo dobry bo te płytsze nury potrafiliśmy kończyć po 70-75minutach na butlach 11 z zapasem jeszcze 1/3 na plecach. Gorzej z pęcherzami pewnych wilków 😀 Nocne znowu w bazie nurkowej bo nie chciało się nam kombinować a na pierwszym nurze widzieliśmy bardzo dużo właśnie tam. No i akurat ten nur wyszedł tak sobie.

przez te oczy zieloneeee…

chyba mój fejwryt, podwodne koty 😉

10 szekels for poor nemo mister!

Fotograf tego dnia odebrał po 3 miesiącach czekania i walki z cłem suchara. Znaczy kombinezon bo to Santi a Santi jakie jest każdy wie 😛 w szczególności po zajebistym serwisie… No i jak łatwo się domyśleć jego suchar suchy nie był. Nasze zresztą też ale w takich warunkach mikro podcieki są tolerowalne w jakimś tam stopniu. Powiedzmy, ze sa tak tolerowane, że się z nich śmialiśmy, i z Santi się śmialiśmy, i z serwisu się śmialiśmy, i Szydderę toczyliśmy 😛 Za to fotograf sam w sobie za wielkiego doświadczenia z tymi suchymi nie ma – bo i po co w takich warunkach ale po całym nurze wyszedł obesrany z 2 powodów. Nie wziął komputera ( o zgrozo! instruktor PADI, 20 lat doświadczenia) więc nie kontrolował jak głęboko jesteśmy i ile ( moim zdaniem ściema ale nie wnikam – nur 43minuty więc komuś się po prostu spieszyło 😉 ) no i suma sumarum wyszedł mokry.

pierwsze 6 robiło z nami WOW, kolejnych 20 powodowało tylko – czy tu nie ma nic inneo prócz osmiornic? 🙂 śmiechem żartem rewelacja

nie ma to jak technicznym, puścić kółeczko, w pozycji konia – oj było piania było…

Tak psze państwa istnieją rzeczy o których nie śniło się filozofiejom takie jak serwis który odsyła sprawny sprzęt, który to sprawny nie jest. Uświadczyłem tego i na własnej skórze więc totalnie mnie to nie zdziwiło. A senior fotgraf zalany w całych stopach – grubo musiało mu się cofać na nogi. Nie był z tego zadowolony, ale kto by był… Obiecaliśmy mu pomóc, a że jest wprawa w testach szczelności to następnego dnia zrobiliśmy małe sprawdzonko.

Dzień 5ty to 2 ostatnie nury. Wzięliśmy Satil na pierwszy plan bo chciałem zrobić film z ujęcia z kija – wyszło jak wyszło 😉

A drugie nurkowanie było w miejscu zwanym z nazwy jako Junkyard – czyli wysypisko. No i faktycznie woda jakby polska – zielonawa, śmieci w kij w tym ruskie kopiejki, wiaderko na szampana, opony etc. Ale fotograf mówił żeby zaryzykować. No i poszliśmy mu znowu na rekę, a on odwdzięczył się i trafił je:

A tu 2 koniki 😀

One zrobiły mi dzień w pełni. To było to! Widziałem duzo ale nigdy nie widziałem koników. Osmiornic było tyle że już serio puchliśmy na ich widok.Niechciało nam się do nich wręcz płynąć. A koniki były na prawde ekstra. W sumie to tylko jeszcze koty wodne czyli nadymki robiły mi nurkowania tak ok 😉

Po nurkowaniach przyszedł czas na pacjenta. Nam na rękę, bo zanim zrobiliśmy test cały sprzęt już sechł. Przystąpiliśmy do założenia blokad niczym straż wiejska i nadymaniu pacjenta resztakmi powietrza z naszych butli. Szwy na pierwszy rzut – nic. Zamek na drugi rzut (Ykk po wymianie serwisowej) też nic. No dobra dziwnie. Dochodzimy do butów, ding dong we have a parówa… Także serwis szef se w bajki wsadź… Polityka firmy zaczyna działać w taki sposób, że zaczyna mi być wstyd że noszę to logo. Ludzie podchodza i sie pytają : ” O masz Santi! Fajny! Nie cieknie ci? ” 😀 no totalna załamka. Nie lubię kłamać w szczególności, że i nie ma po co – odpowiadam szczerze – cieknie i żyję z tym. Pamięcią wracam do pierwszego suchego Equesa jakiego miałem też od nowości, szrot z wyglądu, zero przecieków przez 3 lata. Pozostaje mi tylko wspomnienie tych czasów… Tłumaczą się tylko winni więc jeśli mają odwagę to niech to robią. Jakość ponad ilość, nie na odwrót! Będzie szybkie zachłyśniecie słoną woda i odwrót klienteli i w końcu ktoś beknie za takie pierniczenie usług. Aleee… koniec żali 😉

pływanie na 3-4m między skałami koralowców, uczucie prawie jak za sterami f14 😉  

boxfish 😀  

może na powiększeniu będzie lepiej widać – eel’s garden – czyli podwórko dżdżownic 😉 a no tak zielonych!

tutaj niespecjalnie widoczni ale te 2 glisty to z tego co pamiętam pipe fish, nito wąż ni to konik ale ciekawe!

parot, nie za wiele ich tam ale miło było spotkać

tych za to zawsze pod dostatkiem ale i za każdym razem po prostu musiałem poświęcić im pare sekund 🙂

sałata    

Santi stay dry! please!?!

Jak po takim nurze nie mieć zadowolonej facjaty?

jedyny rekin jakiego spotkaliśmy 🙂

Palec wskazuje na Stonefisha

a tu pod półką pipe fish z nazwą jego ubarwienia – zabijcie nie pamiętam 😉

dzień dobry…czy chciałby Pan dowiedzieć się czegoś o Jahwe?

i znowu

i tak do pożygu 🙂    

Ostatniego dnia z racji mega późnego wylotu – to połączenie nie było najlepsze – może i cena dlatego taka 😉 Zrobiliśmy sobie wycieczkę do morza Martwego. Jak nazwa wskazuje nie żyje w nim nic. Trochę za-mitowani zaczęliśmy znowu szukać cudów na kiju. Wystarczyło podjechać w strefę hotelowa zostawić auto i pójść na plażę ( opłata za auto tylko w miesiącach letnich 😉 ). Może to bardziej jezioro niż morze. Woda ogółem cieplejsza niż w Czerwonym. no i słona jak cholera jasna. Kiedyś świętej pamięci dziadek mnie tak obuł w kalosze dając do spróbowania wody właśnie stamtąd.

Jeśli myślicie że kiedykolwiek wasza zupa była za słona to nigdy nie byliście nad morzem Martwym. Kropla na języku powoduje że mózg zaczyna wysyłać milion komunikatów w stylu ty debilu! wypluj to! ani grama więcej!  0100100001010011! reset… A pływanie? fajne! tyle że właściciele „suchych” które są suche 😉 je znają. Dryfowanie po powierzchni z praktycznie zerową grawitacją. Można szybko odpłynąć w takich warunkach. Szły pozy na supermena nawet! i wraz nie szło się utopić. no chyba że ktoś by wciągnął ten ultra przesolony rosół w płuca. Nie daj Boże nikomu! Ten dzień aczkolwiek przejdzie do historii pod nazwą „lody na patyku” – tajemnice historii pozwolę sobie zatrzymać do opowiadania przy czymś z beczki i co najmniej 40% 😉 aczkolwiek zaorało to 5 dni nurkowych definitywnie 😀

myjnie bezdotykowe zarobiły by tu miliardy! Jest pomysł na emeryturę 😉

no to pakujemy się i cześć Eilacie!

góry…

góry……

góry ze fhancuza!

Tak oto 7 dni w Izraelu przeleciało szybciej niż Piotr Żyła w Zakopanem 😉 Eilat to miasto z 60tys mieszkańców przypominające troche Karwię troche zakopane. Jest trochę tego folkloru typowego dla miast zarabiających na turystach. Jednakże ludzie z którymi mielismy tam kontakt już odpustowi nie byli. Nie jednokrotnie ciągnęliśmy długie rozmowy o wszystkim. Powiem więcej nie wiem czy to na plus czy minus ( zależy jak do tego podchodzić) Izraelczycy! mają mentalność zbliżoną do naszej – pomijając to że mają słońce i więcej $$$ no ale tez lubią narzekać 😀 sąsiadów mają tak samo zacnych jak i my mieliśmy i mamy do tej pory 😉 Personalnie czułem się tam jak u siebie na podwórku. Tego nie mogę powiedzieć o Egipcie. Czy chcemy tam wrócić? ja na pewno, a malcziki nie będą miały wyjścia 🙂 W końcu muszę coś pofocić czyż nie? ile się można obijać;)

My tu jeszcze wrócimy 😉 z Olem!

to jusz jest koniec, jesteśmy wolni!

ta wolni… teraz odsiadki 9h…

Piotrek się zapultał w czasoprzestrzeni…

koniec końców po rewizjach i przepyrkach w końcu nas wpuścili na salony

Mój bagaż jest, Mariusza jest, Piotrka… oh wait

!להתראות [Lehitraot!] – Do widzenia! Israel!

 

 

ps. Eken w moim mniemaniu miał wytrzymać do 40m i umrzeć. Wytrzymał 42.5 poczym się wyłączył. Wrócił do życia koło 40 – na tym głębszym nurze zapomniało mi się, że pływam z nim 😉 Po czym po powrocie okazało się że ten mały chińczyk ma żywotność tylko do 30m 😉 Kolejny mit obalony. Jakość fot pozostawia sporo do życzenia ale o tym w części drugiej poświęconej temu małemu kamikadze

pps. jest jeden dowcip który z racji tego, że poziom szydery po tym wyjeździe jest dużo za duży musi tutaj się znaleźć

Stary Żyd dawał do gazety nekrolog po swojej żonie i spytał o cenę.
- Do pięciu wyrazów za darmo.
- Nooo... to niech bedzie: Zmarła Zelda Goldman.
- Ma pan do dyspozycji jeszcze dwa wyrazy.
- To niech będzie - Zmarła Zelda Goldman, sprzedam Opla

ppps. jest trochę w tym prawdy ale taka troszyzna jest akceptowalna, a z normalnymi ludźmi zawsze idzie się dogadać!

A już tak zupełnie kończąc, specjalnie nie podawałem ani nazwy biura ani CN ani fotografa, jeśli chcecie odezwijcie się polecę Wam ich z otwartymi ramionami bo nie mieliśmy się czepić niczego a i poziom zadowolenia jak widać starczał na napisanie tych pronad 4100 wyrazów 😉

Sprzedam opla! Serio… 😀

U no mess with Zohan! BICZYS!