Będzie trochę jak w tym dowcipie, a mianowicie jak wygląda triathlon Rumuna? Idzie na basen, popływa i wraca z rowerem. Tak trochę było tym razem ze mną. Ze mną bo byłem tylko me, myself and I. Dive Life for life.

Ponieważ doszły info, że chcą spuścić wodę na Zakrzówku postanowiłem pojechać i sam osobiście nadzorować ten proces. Chodzą ploty,że nie tylko my nurasy mamy mieć używanie, proces podobno już wystartował – niestety. Co będzie zobaczymy co nie zmienia faktu, że na Zakrzówek warto pojechać, bo to magiczne miejsce na mapie Polski i świata. Wiadomo, że we dwójkę raźniej i nie mówię tu o toalecie. Brat bliźniak cebula z Lublina zaniemógł żal, smutek ogromny, w Toruniu koło Bydgoszczu zapalili świeczki w oknach na znak współczucia. Kompanejro znalazł się w niedalekiej stolicy wielkopolski,a mianowicie Koznaniu. Cóż prostszego wsiąść do pociągu byle jakiego, śpiewała kiedyś lady Marylion i dojechać z siatami do Poznania. Tak z siatami. Prawie 40kg plus suchy i ocieplacz. 3 torby jak trzech krooli.

Podjechało el pendolino nowe, szybkie lśniące. W środku bez zmian, możliwości miejsca siedzącego 0, jak za dobrych poprzedniej epoki lat. Więc cała droga złoto standard przy kiblu między wagonami, a przy drzwiach moje 40kg szczęścia.

 

Ludzie będący w środku za potrzebą bez możliwości prywaty przy załatwianiu tego i owego. Słuchacze chcąc nie chcąc byli biernymi na odgłosy ale nie na wyjściu delikwenta z wychodka. Srogo było tam  śmieszno i straszno. Dobrze, że to tylko 1,5h lotu. Na miejscu szybkie 5tki, misiak i lecimy kiłą ryło nach Krakau. Auto zawalone jak pampers mojej córki po całym dniu ale daje radę. 2xtwin 2xstag i kupa szpeju plus 3 pasażer nostromo. Wiadomo, że auto firmowe może wszystko lub nawet więcej :D. Kraków wita nas wieczorną zapiekanką z pieca na Kaziku i zimnym bronkiem.

Jest pięknie i pysznie chwilo trwaj. Ale zapiek z pieca na Kaziku…ciekawe czym palą.

 

Dobra śpimy w sikret garden, skrzydło ziołowe

 

pokój wierny rozmaryn, swoją drogą Michale W. vel lawendowy bolcu dzięki za adresso. No nic noc przelatuje szybko jak gówno przez wiatrak…Poranny chill, spokój kawunia ryj do słońca.

Lubię tak bez spin dupy. Kareta zajeżdża siodłamy konie i wio na miejsce. A tak miut&melina. Czas kawuni przedłuża się, wiat dostatek idzie się ustawić gdzie i jak tylko dusza zapragnie. Gdzie by się nie rozbić bliskość wody poraża jeden krok i jesteśmy wfaking raju. Plan prosty sięgnąć dna i wrócić z odbicia. Do tego zweimal bitte. Dubi był kiedyś na warsztatach na Zakrzu i dzień przed mówi Faper szoł mi the way. Nie dziwię się szkoła Majkiego bardzo wymagająca zaburza wszystko to co jest w wodzie zazwyczaj. Ludzie po szkole tej cieszą się, że żyjo 😉


HMS Gruby pierwej na tapecie. Wpływamy do środka, krakusy chyb z oszczędności żeby nie jeździć do neptuna wrak se sami zblili z desek i to jaki, że smok smogiem ni hu hu nie dymi.

W środku wita nas rząd butelek kończący sie kiblem na rufie…pewnie dla niektórych tam mieszkających to normalny widok i finał niejednego wieczoru dla nas wszystek. Pod wodą widok ten cieszy również podobnie. Po pokładzie hulają hulaszczo stada ryb.

 

Widzę radość w oczach poznaniaka, wzruszyłem się, zawsze chciałem mieć syna. No nic lecimy dalej w długą standarami. Pasadoble, szase i dalej psiarnia, ruhra, i na pas startowy antek, autobus, i zemsta Honekera.

 

Jedyny wrak auta, którego nie zeżre ruda. Swoją drogą wydaje się, że dzięki dobrej zmianie on sam zmienił położenie i głębokość – albo ktoś mu pomaga, niestety.

Zegary biją do powrotu. Banan czikita, żółwik standardy po udanym zamoczeniu muszo być.

To było soczyste jak żeberka w przerwie u Ramzesa. Jeśli jesteś na Zakrzu i nie idziesz w tango z szamą u niego – wstydź się. To tak jak kobieta na jesieni idzie po kozaki i tylko przymierza, nie kupuje. Nie ma takiej opcji. Noł faking łej. Mięsko lotów pierwszych, warte swojej ceny i mojego podniebienia.

 

Ramzes spokojnie mógłby bić się o złotą patelnie i żadna Magdalena G mu niestraszna bo jak? Ale jak to mówiła babcia weź chlebka Dawuś bo samą zupką sie nie najesz :D. Nur strzelony, kubki smakowe też zanurkowały i to głęboko więc pora na drugiego szczała.

I tu rzeczywiście się porobiło. Rozmarzony, rozanielony wchodzę i czuję, że o czymś zapomniałem. Robi się mokro, dupa, pindol, uda. No tak zamek zapomniał się zamknąć. Karcący wzrok Pawła mówi weź sie przytul weź spierd…zamykaj temat i dzida do wody bo słońce zachodzi i obudzi się kraken. Jedyna słuszna decyzja i już lecimy. Mówię spoko loko będzie zimno dam znać zapałkami. Tym razem kierunek ściany na lewo.

Urok mocny ale jak pisałem jestem już mokry więc nie czuję kiedy leci z radości. Majestat ścian tej strony jest przeogrom. Od 0 do prawie 30m widać wall’a światło ginie nieśmiało przed dnem. Leży np. brzoza na 18 i leci do samego dna. Petarda.

 

Wpadamy na półkę i lecimy keson, minionek, fanty o których nie wiedziałem i nie widziałem. I znowu HMS moc wraku i gadżetów jego dookoła przyciąga. I tak znowu kasujemy azot z tlenem do zera. Ja już czuję, że dupa zimna i pewnie blada. Trzeba opuścić majestat kamieniołomu. Pysznie palce lizać bo coś jeszcze zostało z żeberek. Wieczorkiem wiadomo taki kawał się napindala to spać po wiadomościach się nie idzie. Kraków to smaczny punkt na mapie kulinarnej Polski, myślę, że są tu wszystkie kuchnie świata my wybraliśmy gruźińską i to był szczał w dychę.


Kraków to nie stan umysłu. To co w Krk zostaje w Krakowie. Kropka


Na powrocie wiadomo co, kopara opada i małyszki. Jaworzno i tamtejszy szrot robi robotę ale jak tam już jesteś i zobaczysz raz to co masz to dnia dziecka już nie ma – niestety. Trochę jak wziąć ślub i być cały czas z tą samą kobitą. Czyli mokre majty tylko za pierwszym razem, potem to już tylko złudzenie lewej ręki. Kawka bajera i prawie już na miejscu i nagle naszym oczom ukazało się rondo, nie byle jakie bo kaczkowate. Szok i niedowierzanie taka dziura i nawet tu dotarła dobra zmiana.

No nic nie jesteśmy polityczni więc zawiesiliśmy koszulki DESTYLACJA i pojechaliśmy dalij.
Na miejscu iście piknikowo, akwen w zasadzie prosty w nawigórze i stosunkowo płytki więc do zabawy i pierwszych kroków na dno i ćwiczebnie jak złoto.

Nic bardziej mylnego wiadomo w łyżce wody idzie się utopić, a tu łyżek pełno ale do rzeczy. Pablito lubi ziać szydero I like it too. Z niego jest już druh boruch mocny zawodnik także ma pewnie prawo i sparwiedliwośc to robić. Dzień wcześniej też to zrobił. To samo pytanie i te same dąsy. Dwa dni z rzędu zabawa na całego.

„Panowie a Wy tak na tym tlenie to jak głęboko nurkujecie, nie boicie się?” Pablo rzuca okiem na mnie na zasadzie pacz teraz i ludzie już mu tłumaczą jak gupcu czemu się nie nurkuje na tlenie i o co chodzi z tym nurkowaniem. Radość w oczach Pabla i źrenice wielkie jak młynówki. Odchodziłem na 2 krąg bo to niehumanitarne jest tak traktować innych 😀

Jak mówiłem na ten akwen wystarczy mieć pływaczki, zegarek z pierwszej komuni i 0,5 i cyk i dwójeczka hop do wody. Nawigacja prosta jak świński ogon mała koparka, rura, przepompownia, duża kopara i na finitto deser wilhelm tell him.

Ale do rzeczy jak ktoś nie był niech zapali szisze kręconą z miety ekspres i posłucha. Koparki 2 zasadniczo, mała i duża. Głębokość nie poraża ale przez to czuć radochę z nurkowania. Jest jasno jak u nas w Toruniu u ojca Tadeusza na zakrystii wszystko widać. W obu można wpłynąć do budy i poczuć się jak Tommi Lee Jones w ściganym. Miejsca w opór czuć przestrzeń. Bywa, że w skrzynce przkaźnikowej siedzi/siedział sporych rozmiarów sum, a jak wiadomo ojciec T lubi duże sumy.

Płynąc dalej i natykając sie na ruhre mamy info, że dopływamy do końca akwenu i trzeba odbić na lewo, do tyłu po diagonalnej analnej do środka kierując się na południe. Dalej szorując po glebie łapiemy ściany i łza się kręci bo to esencja każdego kamieniołomu.

 

Tak naturalne piękno ścian bez zbędnego złomu choć on nas w to miejsce sprowadza. Powód pobytu koparek tak długo z tego co czytałem wynika, że to wina nie płacenia rachunków w 1993 roku za prund i efekty widać do dziś. Więc mała przestroga dla Was płaćcie na czas ;).

I jest mega fotogeniczna przepompownia i chyba najgłębsze miejsce tu na miejscu rekordowe prawie 18m bez wkładania ręki z kompem w muł 😀 szok niedowierzanie i spocone jaja. Jak dobrze pokombinujecie to poprostu puszczacie się szczało dalej aż porazi Was przezajebiście wielki cień.

 

Tak to koparka nr 2 ta większa ale bez łyżki one leżą bliżej wejścia/wyjścia jak kto woli.

Powtórka z rozrywki więc emocje w majtach też już trochę opanowane i radość też mniejsza. Ale ogrom powala. Z koparki po nitce, a właściwie poręczówce do ostatniego gabarytu-kłębka. Trzeba trochę poszukać ale poręcz jest mocno denna.

Wilhelm leży na stępce buahahah. To ostatnia duża atrakcja i można się tu pokręcić sporo po pokładzie i pod nim ale to opcja zarezerwowana dla sekty różańcowej. Tam jest ciasno i ciemno nie każdy to lubi.

Więcej granda atrakcjonen nie ma, null, zero. Jest sporo rur, kabli, przewodów, kilka budek transformatorowych. Czas leci gazu nie ubywa, a wychodzić trzeba ile razy można pływać w kółko po kwadracie. Raz w roku to i rak ryba więc można przyjechać i przy okazji poznać gościa od którego kupiło się komputer na ten przykład :D. Swoją drogą mówię do niego myślałem, że jesteś większy i młodszy w odpowiedzi usłyszałem jakże szlachetne staropolskie „A zajebać Ci…no żart ”


Po nureczku harce, suszenie, pakowanko naszego mini-maxi vana kia ryło znowu usiadała brzuszkiem po ziemi i wio koniku gnaj do ziemii obiecajnej i świntej. Po drodze polecam przed chową-Często restaurant gier-krówka, stejki i hamburgery, a nie kanapeczki.

Na pewno nie z leżakuf. Prima sort mięso, a jeśli ma ktoś odwagi troche i brak rozumu to zupka czekolada-chilli.


Przy ostatnim tankowaniu znaczy gazowaniu bo kia lata na paliwie dla głupców, ja to szanuję, paczę a oni mi dają showy do nurkowania do tejże czynności. Łezka się kręci już nie mogę.

Kurtyna…