Czyli hercliś wilkomyn aus cwajtauzyn sibcejn! Z racji zabiedzenia totalnego roku 2016, bo nurkowania i moje i całej bandy można by policzyć szybko na liczydle! stwierdziłem jako umysł trzeźwy, że czas dołączyć do nowej świeckiej tradycji i zamoczyć dupe w nowy rok. No i powiem szczerze, że jestem miło zaskoczony.
Mimo tego, że cały team się wysypał, bo choroby, bo chorują, bo chorowali, bo… to 2 albo 3 miesiące posuchy sprawiły, że ryba we mnie powiedziała dość! Czas do wody i gówno mnie obchodzi, że jest zimno. Zakładaj kalesony i popindalasz świeżak.
„Po takiej zjebce przetrzeźwiałby nawet Kwaśniewski” – jak śpiewa wieszcz.
Pierwsza rzecz totalnie odrealniona – trzeźwy w nowy rok, puste drogi, dżizusie jak dziwnie. Ewidentnie tak! Tak można! 😀 No prawie puste, bo zaraz na wyjeździe ze wsi złapałem Leona i z racji, że nie jechał jak na emeryta przystało 60kmh 😉 ino pruł jak szatan 66.6, cisnąłem za nim 😉
Na miejscu czekał już Robert. Szybkie sklarowanie, plan działania ustalony i lecimy.
Liczyłem na ciut lepszą wizurę ale darowanemu koniu nie zagląda się w pysk. Źle nie było 🙂 a falowanie i wiatr powodował, że i z lodem nie trzeba było się mocować. Jako, że byłem najbardziej suchy ze wszystkich, wyrwałem się pierwszy. Leon z Robertem mieli wejść 10-15min po mnie.
Woda! w końcu! kij z tym że zimna, woda! Nie zapomniałem ruchu nogami? oj 3 miechy abstynencji i czucie lekkie mniej używanych partii mięśni wystąpiło. Rozgrzejmy je! Uderzam z Manty jak żona witająca menela w progu. Wbijam się na pierwsze zieleniny, zaczynam rozmontowywać sprzęt – bum tarara – lampy nie skomunikowały się z aparatem. Pokłosie wywalenia TTL. Ale nie, po co to sprawdzić przed wejściem, przecież działało. Rutyna to qrwa! Tyle w temacie!
Plan zakładał i tak pływanie ze światłem zastanym więc ok challange accepted, pobawmy się tym co mi natura daje ( jakkolwiek to groźnie nie brzmi, lub śmiesznie, lub obleśnie 😀 )
Z braku asystujących cykam naturę martwą i nieożywioną
Miałem już nie płynąć do figurki Maryi ale coś mnie wewnętrznie ciągnęło, stwierdziłem że w razie czego chwile poczekają ( umawialiśmy się że popłynę od razu, a jakoś tak 25min przebalowałem… ale kichy podpowiedziały, że będzie ok i było)
Nie do końca uchwyciłem to co chciałem uchwycić ale historia tego zdjęcia jest o ile dobrze ją sobie tłumaczę nad wyraz emocjonalna (tożem hamletem poleciał 😉 ). Rak czuwał nad drugim rakiem. Być może para, być może przyjaciele, jakoś tak zrobiło się ciężej przy duszy…
Ostatecznie plany wywróciły się o 573 stopnie. Lecha zdjęła kontuzja zatok ale jakimś cudem zlazł na platformę i wyciągnął mnie na górę, żeby przekazać że spotkanie jest na brzegu.Tam klasyka przypadku. Pani kierowniczko jest zima i musi być zimno. Koledze Robertowi zamarzły Maresy – a bo tak… (nie wnikam oduczyłem się albo oduczam wnikania). Zmiana planów idziemy bliżej, cel wiadomy. PIJEMY!
O jeden łyk za daleko!
i zostawili ten wykwintny i aksamitny trunek o smaku, o którym mieliśmy już za chwile się przekonać.
ha, a weź to w normalnej grawitacji uchwyć. Nie wyrobiłbym na butelki 😉
Wiadomość ukryta w butelce, prosta i jasna! Wszystkiego dobrego!
Ale jak przyszło co do czego to nie pogardził. Swoją drogą z dniem dzisiejszym ( godzina 21:21) niniejszym oświadczam, że patentuję tu drink o nazwie Piassachiusets Eel.
Składniki:
– lód (koniecznie piaseczyński, dobrze jeśli rozdrobniony)
– 220ml Dorato – dla alkoholu
– 80ml wody z co najmniej 1m, tylko i wyłącznie dla smaku
Mówię wam, poezja. Wali w kichy takim zimnem że ho ho 😉
Tym miłym akcentem życzę wszystkim równie udanych i odjechanych nurkowań. 2017tu co najmniej! I ilu zajść tylu wyjść, czy coś… ale mogłem też coś pomylić… mogłem? 😉
Comments by thoms