Poza błękitem ukazała się stosunkowo niedawno na naszym rynku. Niestety nie miałem możliwości być na wieczorze autorskim ale udało mi sie posłać tam moich wysłanników 😉 którzy dopięli swego i zdobyli cenna pamiątkę dla jedynego nurkującego w rodzie…
Nany wystąpił również, parę dni później, w Dzień Dybry RFN… I w tym momencie zacząłem wierzyć w słowa mej rodzicielki, że to uroczy człowiek ale musiał w życiu bardzo dużo przejść. Nie były to słowa bez pokrycia, bo rodzicielka jest lekarką z wieloma stopniami specjalizacji w tym z zakresu pulmonologii. Co oczywiście odbija się tez na moim zdrowiu – psychicznym… 😉 Nie znam Nuna i nie spotkałem, być może miał gorszą formę dnia, być może był przeziębiony, zmęczony – nie wiem. Jedyne co przychodzi mi po lekturze jego autobiografii to to, że głębokie nurkowanie wyniszcza. W każdej strefie życiowej, zarówno psychicznej jak i fizycznej, materialnej też!
Wracając do książki
Jako fan kina niezbyt często zabieram się za lektury. Ogółem jeżeli książka mnie nie pociąga to nie interesuje mnie fakt, że końcówka była świetna. Who cares? Książka ma trzymać w napięciu, jej finał ma wryć ci się w pamięć i pozostać w niej długo.
Taką książka był „Mrok” opowiadający historię Dave’a Shawa oraz jego krótkiego lecz bogatego życia nurkowego. Wciągnąłem ją jak 11L stage’a przy mega obciążeniu i Sac’u – 500. Jednym tchem. Stała się dla mnie też przestroga i lekkim pacnięciem w tył głowy. Bo jak wiadomo to z tyłu głowy mieszka właśnie szatan, który podpowiada te najinteligentniejsze pomysły. Zejdź głębiej, przyspiesz, możesz wypić jeszcze co najmniej jednego…
Mrok to ciężka książka w szczególności jeżeli zna się chociażby szczątkową historię Dave’a. Od razu wiemy, że nie będzie tam happy endu. Mimo to szukamy jakiegoś schematu, czego nie robić, jak robić to lepiej, w związku z czym książka ta uczy ze strony na stronę. Pokazuje również, że nurkowanie to nie wyścigi, przynajmniej jeśli chodzi o zdobywanie umiejętności i tak jak w obu przypadkach – nurkowania głębokie.
David Shaw był zdeterminowany do samego końca, aczkolwiek tak jak to słusznie zauważył Nuno Gomes poddał się na samym początku.
Idąc do wody ze świadomością, że nigdy nie wrócisz, sam na siebie podpisujesz wyrok. Jedyną rzeczą która może się stać tam na dole to, wyrok w zawieszeniu. Kara w tym przypadku jest oczywista i odbędzie się bezapelacyjnie.
Dave parł do granic możliwości i siebie i sprzęt. Nurkował na tzw. YBOD’zie. Czyli Yellow Box Of Death – żółte pudło śmierci. Fakt faktem w ostatnich nurkowaniach z oryginału pewnie nie wiele zostało. większość osprzętu została wymieniona. Ostatecznie też nie on był przyczyna „wyroku”.
Jego historia skłania do miliona refleksji, jak i do skarcenia tego „złego” w głowie. Moje doświadczenia nurkowe są o wiele płytsze, wręcz marginalne, w porównaniu do Dave’a ale mam wrażenie, że w ciągu tych paru lat, nurkowanie poszło w o wiele bezpieczniejszym kierunku. Mamy podobną ilość nurkowań ale kompletnie inne podejście. Nigdy w życiu nie zdecydowałbym się na coś, słysząc od ludzi z gigantycznym doświadczeniem, że jest to po prostu głupie. Czyn miał być heroiczny, i był! Nie był niestety logiczny.
Z książki Nany’ego wyciągnąłem równą ilość plusów jak i minusów. Pierwsze wrażenie nie jest za bardzo pozytywne. Chodzi mi o samą formę pisania. Jest co tu dużo mówić słaba. Mało składni w tym wszystkim. Informacje są porozrzucane jak magnesy na lodówce. Zaczynamy o jednym, przeplatamy trochę nie o tym czym innym, w środku powtarzamy początek, no i koniec. Można się do tego przywyczaić ale oczekuję od pisarza totalnego minimum czyli poukładania, a od nurka przynajmniej harmonogramu.
No właśnie te powtórzenia…
W naszej bandzie dzikiego, jezeli nurek zaczyna opowiadać 2x tą samą historię, a potem znowu mu się to nie daj Boże zdarza, dostaje z koleżeńskim uśmiechem odznakę azotowca. „Azot Cię zjadł…”
Wzięło się to z tego, iż parokrotnie po wyjściu z wody – jeszcze w czasach kiedy mało stosowaliśmy innych gazów niż powietrze, działy się właśnie takie cuda wianki. Ktoś coś mówi, za 10mnut mówi to samo. W przypadku tej książki jest może z 5-6 takich momentów (bynajmneij nie Basiuro-Amarowskich). Raz czy dwa ok, ale im dalej Poza błękitem tym stało się to coraz bardziej rażące. Minus!
Rzecz o której śnić mi się nie śniło ale słyszałem o tym sporo to nurkowania na powietrzu. Hall Watt i 126m. Opisy nurkowań i ludzi , którzy sądzili że jest to na tyle bezpieczne, że schodzili na takie pułapy, ze mi włosy na głowie dębem stawały – patrząc chociażby po tym jak azot działa na mnie. A działa!
Zaskoczył mnie bardzo ciekawym podejściem do ćwiczeń bezdechu i zajmowanie umysłu liczeniem okien we własnym domu! Kto by na to wpadł? A faktycznie, podczas tych prób i oby nigdy w życiu mi się to nie zdarzyło ale gdyby, nawet to stres tutaj jest najgorszym czynnikiem zaraz po nieumiejętnym wykorzystywaniu siły mięśni. Policz okna w swoim domu/bloku! na sama ta myśl czuję rozluźnienie. Plus!
Najłatwiej jest spanikować
Historia Petera Varhulsela – i jego 3tyg spędzone w poduszce jaskini, zakończone „wyorkiem”… Tak blisko od wyjścia, w butli 160bar gazu i psychika – albo ten czort tylno czaszkowy, który powiedział, bój się! zostań!
„Ciemność kusi ale nigdy nie zapominam o słońcu”
W książce jest spora ilość rad, być może nie wszystkie wyciągnąłem ale oto kilka z tych, które chciałbym zapamiętać:
– Nigdy nie wypuszczaj automatu – nawet przy braku powietrza! przy wychodzeniu jakieś śladowe ilości rozprężając się mogą dać choćby i ćwierć oddechu
– Poręczówka, opustówka lina – jest twoją liną życia. Puścisz = wyrok
– Sauerstoff – z niemieckiego kwaśna substancja – tlen – przyjmę to za pewnik i nie koniecznie chciałbym to sprawdzać 😉
– 45 lat – średnia długość życia deep diverów
– argon – gaz wysoce narkotyzujący mogący przejść przez skórę ( to akurat pozostawiam dla tych, którzy nie wiedzieli – wolę pływać z powietrzem w argonówce. Nuno w ogóle nie ma tej butli)
– Suchy i skrzydło – 2 elementy najbardziej zabójczogenne ( i jakoś się nie dziwię, przestrzelenie przystanków deco = w najlepszym układzie DCS )
Pierwsze 90str to głównie opisy śmierci partnurów, kolegów, bliskich. Ciężko się to czyta ale wywiera to duży wpływ. W książce niejednokrotnie podkreślane jest, że nikt poza hermetycznym otoczeniem nie dowie się nigdy prawdy, jak było w 100%, a osoba doszukująca się szybko zostanie wykluczona z plemienia.
Dziwi mnie natomiast nagonka Gomesa na książkę o Davidzie. Być może zbyt wiele czasu spędzał z rodakami i udzieliło mu się nasze typowe polskie jątrzenie i trochę mędzenie. Typowy styl – powinieneś zrobić to tak czy siak, tylko że obiad minał i jest już nawet po musztardzie… Do tego obgadywanie zmarłych/nieobecnych jest trochę nazwijmy to „słabe”.
Nany nie pozostawia suchej nitki od suchego skafandra na Mroku.
Równie dobrze pewien kawałek autobiografii można by wyciąć i zrobić z niego opowiadanie albo analizę błędów Davida Shaw’a. Rozumiem, że przez ten fakt chciał troszeczkę ludziom ukierunkować w głowach aby nie popełniać takich samych błędów. Udało mu się, aczkolwiek nie wiem czy ktoś kiedyś nie podsumuje jego dokładnie w taki sam sposób. Tego bym się bał! Nie zmienia to faktu, że nieścisłości jest wiele, poczynając od samego Deon’a który to przez długie lata spoczywał w Boesmangatt, który miał być w miarę doświadczonym nurkiem supportującym na 40m – a skończył jako nurek po 15 nurkowaniach supportujący na powietrzu na głębokości 70m. Prehistoria i zupełnie inna szkoła nurkowania powiecie? nie sądzę. Nikt nie wmówi mi, że nurek po 15x w wodzie może robić cokolwiek technicznego. Takie samo podejście ma w tym temacie Gomes.
„Przygoda zaczyna się wtedy, kiedy wszystko zaczyna się sypać” Yvon Chouinard
Olo Sawa opisuje właśnie te przygody w każdym aspekcie życiowym Gomesa. Rodzina, życie, nurkowanie. Wszystko w pewnych momentach się sypie. Jak u każdego.
Jedyne co można zrobić w takich sytuacjach to nie poddawać się! Życie jest najważniejsze!
Sawa pozostawia jednak spory niedosyt. Nie nastawiajcie się, że poznacie Nuna, poznacie go tak jak moglibyście poznać jego runtime. Częściowo, tyle ile możecie wiedzieć. Troszkę szkoda, bo liczyłem na bliższe spotkanie.
Obie książki wnoszą w nurkowanie wiele. Pod wodą trzeba być realistą. Nie ma tu miejsca na zbyt wielki optymizm, ani pesymizm. Musi być balans. Musi być również myślenie. A bez tego ostatniego, „wyrok” sam się napisze…
Mam nadzieję, że dedykacja od Nany będzie jak talizman na całe życie!
Życzę miłej lektury jak i Wesołych Świąt!
i właśnie tego „myślenia”!
Comments by thoms