Czy mieliście kiedyś uczucie uosabiania się z bohaterem książki choćby w takim procencie, że mówiliście sobie pod nosem też tak robię? Ale świry gorsi jeszcze w chorobie psychicznej i szyderze niż my. Tak w najprostszych 2 zdaniach mogę otworzyć wpis o książce, która pochłonęła mnie jak mżawka stadion w Wołogardzie.

W świecie gdzie nie jesteś samotnikiem, praca,rodzina i obowiązki spychają hobby na n’te miejsce w szeregu, a niestety czytanie książek z wyboru staje się przywilejem odnalazłem w końcu te sekundy. Ściągnąłem ze strychu dawny prezent i powiedziałem sobie jasno w twarz to je wstyd panie żeby to tyle leżało. Zassało mnie jak muł świeżego nurka.

I powiem tak… nie zawiodłem się. Książka zaczyna się historią ludzi, którzy z pozoru wcale nie mają pojęcia jak nurkowanie wciąga. Jak pochłania. Jak rujnuje przy tym ale i jak sprawia, że nie możesz bez niego żyć. Jeśli wybierzesz odrzucenie przeszczepu tych skrzeli, w końcu uschniesz. Oni wybrali nurkowanie jako drogę życia. Niektórzy jako biznes, niektórzy jako pasję. Zupełnie jak i my. Niektórzy pozostają po prostu nurkami. Inni wybierają wieloletnie kształcenie się i rozwój umiejętności. Jeszcze inni czerpią z tego korzyści finansowe. Wszystkich nas łączy woda parafrazując pzpn.

„Cats ass rats ass dirty old twat, …
69 douche bags tied in a knot.
Cocksuck, motherfuck, dick-licker too.
I’m a fucking scuba diver, who the fuck are you?”
– przyśpiewka ludowa atlantyckich nurków wrakowych

Ale czymże byłaby historia życia grupki nurków. Biografią, zbiorem anegdot, śmiesznych zdjęć? Znajdziesz to i tutaj, aczkolwiek sama okładka zdradza, że jednak historia jest z goła inna.

Żyjąc w Europie do tej pory skupiam się głównie na nurkach z polskiego otoczenia. Nazwiska, ksywy to wszystko krąży bezustannie. Ktoś zrobił to, ktoś odkrył tamto. Tu dowiaduję się, że mimo tego że uważam polaków jako jednych z najtwardszych nurków technicznych o tyle reszta świata nie dzwoni już tak w uszach.

Wracamy pamięcią do roku 1991 – w tym roku pamiętam, że miałem tak ze 130cm wzrostu i to z grubsza tyle. Pojawiają się pierwsze PCty. Doom, wolfenstein, 286/386, odtwaracze cd, szok. A oni? Zakładają pełne aqualungi i biorą się za odkrywanie konkretnego podwodnego świata. Eksplorują wraki. Przecierają ścieżki mieszanek oddechowych i o zgrozo! zdarza im się kończyć  TLEN na 70-75m.

Tego chyba nigdy już nie wyplenimy z kwitologii. Dla tłumacza air i oxygen to jedna nać… Dla nas to jak w ryj dostać…

Goście bluzgają jak my, kłócą się jak my. Bez docinania sobie, zapomnij o jakiejkolwiek przyjaźni. Na archaicznym wręcz dla nas już sprzęcie. Na tabelach testowych wręcz dopasowywanych do potrzeb. Mieszankach robionych z hasłem na ustach – UWAGA może jebnąć – a jak ma mi urwać rękę to niech to będzie lewa… Żyją po to żeby eksplorować i ostatecznie pochłania ich to w pełni. Obserwujemy jak z amatorów stają się w pełni przystosowanym organizmem morskim.

Tak dochodząc do sedna okładki poznajemy historię 7 lat prób identyfikacji ubota zaginionego i odnalezionego w kompletnie niepoprawnym miejscu. Coś co nas też dotknęło, być może bardziej niż innych. Wojna. Śmierć. Swastyka i sławetny smród podwodniaków. To wszystko wylewa się przez ponad 460 stron każdej kartki. Te strony rysuja nam też trójwymiarowy obraz każdego pomieszczenia. Ciasnoty. To z czym musieli zmagać się żołnierze dla nurka zostało tylko drążeniem w rurze pełnej szlamu. Z pozoru stabilnej, bezpiecznej.

Załoga U-869

Kolejne zaskoczenie to nie tylko historia ubota. Historia jego odnalezienia połączona jest z niestety dramatyczną historią i książką Ostatnie nurkowanie – Bernie Chowdhury. Bardzo pobieżnie i dobrze! ( bo o zgrozo ta książka jest następna u mnie w kolejce) dowiadujemy się jak zginęli ojciec i syn, Chris i Chrissy Rouse’owie. Czytasz to i zdajesz sobie sprawę, a nawet wiesz ile popełniałeś błędów. Jak bardzo ryzykowałeś, jak to Cię wciągnęło. Jak przeginałeś. Nie wiesz tylko tego jakie są skutki brawury. Bo jeszcze żyjesz. Co dzieje się z krwią podczas DCSu. Jak giniesz w rękach twoich znajomych, którzy cię ratują. Myślisz śmigiełko uratuje mnie ze wszystkiego. Jesteś w błędzie.

Jeśli masz gorącą głowę a snikersy nie są w stanie wyplenić z ciebie gwiazdora podbijającego wybrzeża plaż polskich jezior, zrób coś dla wszystkich przeczytaj to i zastanów się jak z wykidajły stać się lepszym… i być może prawdziwym nurkiem.

Ciekawe ile lat i nurkowań jeszcze minie żeby dojść do takiego spokoju jak u Kohlera i Chatteriego. Praktyka czyni mistrza, a życie życiem.

Mówi się, że póki nie dostaniesz po dupie to się nie nauczysz. Dorzucę, że czasami jednak lepiej uczyć się na błędach innych. I tym razem nie! nie jest to zbiór 300 przypadków pana Struga. Tu śmierć otacza cię aż do ostatniej spisu treści i pozostawia ślad na plecach. Muśnięcie…

Wszystkim poległym na morzach i wodach wieczny odpoczynek! Amen!