Siedmiu wspaniałych i 2 mniej wspaniałych z Polski A postanowiło po raz kolejny dać sobie w twarz automatem. Płuca przewentylować suchym tlenem 21%owym, a gardła namaszczać amber goldem. Tak oto, wymyśliliśmy spotkanie na szczycie hotelu B&B z ulicy Żopy 2.
Plan zakładał 5-6 nurkowań startując od kamieniołomu Wapienniki koło Sulejowa, przez jezioro Płotki koło Piły, po Piechcin Brzydgoski.
Pakujemy menele – Jacka bus sprzyja wojażom. Pół garażu upchane na pace. Start bez spiny, ot dojechać na miejsce zrobić 1-2 nury w zależności od warunków i transport do hotelu.
Team natrysk najpierw przodował. potem śledził 😉
Po 3h z hakiem docieramy do miasta niskiej zabudowy. Sulejów! Ale widziałeś sklep on jest w Sulejowie.a A ten dom też stoi w Sulejowie. Gdzie skręcić? W Sulejowie!
A w Sulejowie tanio UFO sprzedają! Pił to kto?
Jacek skręć tu – ja się znam – w lewo! Musimy przejechać koło kościoła, a kościół jest tu! Nie tu tylko za rzeką! no jak za rzeką tu! Skręcił…30sekund później palę już buraka, przestaje udawać Hołka. Syndrom zagubienia pozostaje ze mną prawie do końca. Tak więc zwiedzamy tą niską zabudowę w Sulejowie, tak dokładnie! Sulejowie! Jacku tylko skręć w Sulejowie w lewo i miń kościół. No i już dopiepszają mi te 2 cabany siedzące po bokach 😀
Mijamy rzekę, most – W SULEJOWIE! – skręcamy w lewo, nawet kościół był po tej stronie rzeki co trzeba i dojeżdżamy na miejsce. Żar niemiłosierny, sporo tambylców, trochę czyściej niż w latach poprzednich. Kapsuły dekompresyjne na śmieci robią robotę jak widać.
W 3cim wagonie same grubasy – niektórzy przynajmniej stwarzają pozory 😀 – (frontmen 😀 )
Staramy się ubrać jak najszybciej się da. Składam graty i już dzień dobry, pierwszy fakap. Po ostatnich naprawach zdjąłem adapter do podwodnej obudowy. No i słaba sprawa zdjęć nie będzie. No ale kurde że jak nie będzie. Muszą być. Szukam pomocy po autach. Taśma malarska jakoś nie bardzo zdaje egzamin. Myśl myśl myśl… yyy ma ktoś chusteczki? Boguś wyskakuje z paczki. Zasadzam po bokach, blokuję jak się da oby tylko spust działał. Działa 🙂 zamykam ten kram. Liczę teraz, że nie zaleje go i nie ruszy się zbytnio od mechanizmu spustu. Zawracam sobie w tym momencie dupsko rzeczami zupełnie banalnymi w porównaniu do stanu wody. Idziemy kluczem do wody. Takiego stada nie prowadzałem i jak się ma okazać prowadzać nie będę.
Z brzegu widać, że jest źle bardzo. Na tyle źle że Tomek drugi gubi stage’a i nie może go znaleźć. Podchodzę badam nogami na czuja… jest. Wyciągnięcie go i tak sprawiało nie lada kłopoty. Zbyszek ma w butli 170 bar na wejściu, no super. To posiedzimy z 15min pewnie. Po perturbacjach sprzętowo temperturowo andropauzowych idziemy, znaczy płyniemy, chociaż nie wiem to jak zawieszenie w kisielu było. Wynurzamy się bo już się wszyscy pogubili – nie widać nic.
Odpływamy po powierzchni z tego syfu, zanurzamy się i znowu wynurzenie. Jacek i Zbyszek odbili kompletnie w prawo. Masakra. Pierwsze nerwy, mi zatoka zaczyna pulsować – myślę elegancko czyli jednak to prześwietlenie i opis radiologa może miał sens i może jednak nie jest tak że nic mi nie jest? Dobra chodźcie pod wodę i spokój już. Dochodzimy do poręczówki. Puszczam team zryty beret w składzie – Cybul/Turek, puszczam team piankersi – Boguś/Tomek no ale gdzie jest Jacek ze Zbychem? Cofam się, nigdzie ich nie ma.
Akwen na tyle prosty i w sumie bezpieczny, że odpuszczem kolejne wynurzenie po bomblach ich nie złapię przy takiej ilości nurków. idę po poręczówce w stronę rur. No i hasło nasi tu byli nabywa kolejnego znaczenia. Biała mgła, wizura spadła na 10cm. Poręczówka w ręke prawą, smiena w rękę lewą i tak płynę i płynę. Nie ma nikogo. Mijam stare graty. Widać, że poręczówki z roku na rok w gorszym stanie, zmęczone ciąganiem. Gazetownik leży jak leżał, schody stoją jak stały, rury są – wszystko to widzę przez grubą mgłę i nie, nie podciągałem tych zdjęć a wcale tak nie było.
Wizura ogółem zła, zła bardzo, a ich nie ma. Nie pracuje za długo ze smieną, nie ma to sensu, przynajmniej tak mi się wydaje pod wodą. Wracam we mgle znowu. Czuję szarpnięcie. Jest Cybul, pytam ilu masz 1 2 3 4? Pokazuje łape całą i znak, że zaraz ich ściągnie a ja mam zahaltować. Ok spoko. Czekam. Czekam… i czekam… mówię jak minie 5 minut to jadę dalej. Minęło 5 min wracam na gazetownik, nie ma nikogo, wracam do drzewa, też nie ma nikogo, no trudno wychodzę. Dadzą sobie rade na tych 5m szalonych, może. Przechodzę przez budkę strzelniczego, rury, trochę zieleniny i jestem na powierzchni.
Miny grobowe, humor sytuacyjny podobny. No nie jest dobrze. Po paru minutach jednak wszystko się rozchodzi po kościach. Wspólnie decydujemy, że drugi nur nie ma kompletnie sensu.
gorąc jak jasna cholera….piecze, znaczy piekło 😉
Rozpakowujemy się z suchych przy akompaniamencie palonego mięsa z grilla tambylców, uderzamy w płuco i w gardło, pakujemy znowu te szmele od podstaw i w drogę!
Mamy całe 8km do jadła – restauracja Krokus – Fabronella mówi bierz żurek i pierogi. Ty ale ty tych pierogów jest tylko 8. Chłopie umrzesz. No dobra, to dla mnie zestaw kolegi spod Torunia. Reszta uderza w szarm el szejki. A ich oczom ukazało się dużo. Dużo za dużo 😉 Także po nurze w Sulejowie spokojnie można zabić tam głód.
8 pierogów z krokusa tyś jedyna! Nie podołałem!!!!!
W drogę! Ku miastu seksu i pieniędzy i jebanych tramwajów. Jebanych w dupe tramwajów.
Dawit nie chcę u Bodzi kimać tam tramwaje jeżdżą! Co ty chłopie Bydgoszcz w remoncie nic nie jeździ, tam trasa zamknięta. No okej to zaklep. Żupy 2 w końcu osiągnięte, parkujemy auto i co? Przejeżdża pierdolony przecinak, centralnie na dobry wieczór…
one nie jeździły… one napierdalały….. te jebańce…
Dobry wieczór mamy rezerwację bla bla bla. Proszę bardzo oto Panów pokoje, 3jka na parterze. O jak miło. Otwieramy drzwi, okno na tramwaj, do torów od hotelu może 4-5m max. Mówię panowie zginęliśmy i to marnie. Fabritto nie mógł wytrzymać i odwiedza nas jeszcze z wieczora na jedne szybkie bezalkoholowe. U nas tryb Malta 😉 co wleci to i wyleci.
4.31 rano – dzień dobry zamawiał pan przecinak jebany jego mać??? I tak już co 8-10min jeżdżą te pierdolone pociągi wożąc powietrze, hałasując jakby wojna miała być. Na tekst spokojnie, przyzwyczaisz się mam ochotę lać w ryj. Masakra. Śniadanie z poprzedniej kolacji 😀 pyszna kawa rozpuszczalnik i w droge, ku nowej przygodzie.
Tak powożą, że aforoamerykanin z bagażnika musiał dosiąść się do tych z przodu. Tetryk team nie mają zamiaru im odpuścić
Na miejscu żeby dostać się do bazy trzeba wydzwonić Śledzika i poprosić o meneleksa.
3min później witamy się z szoferem, wypakowujemy co mamy do zabrania i 3-4 rundami przewozimy cały ten szmelc i szmelcowników nad wodę.
Baza miała ultra problemy, zjarała się cała góra od zwarcia. Ale nic nie widać, jakby ktoś nie wiedział to by powiedział że NIC SIĘ NIE STAŁO!
Czekamy na Fabra, miał wystartować o 10, dojechał ze sporym opóźnieniem za to z Ironem i jedzeniem, bo taki jeden stary tetryk kierowca opla, lokalny amator tłuczenia szyb tylnych stwierdził, że przeciez po drodze musi być jakiś inny sklep niż biedronka, która mieliśmy na przeciwko od postoju.
Tak więc zostaliśmy bez jedzenia kompletnie ale Fabritto kupił po taniości jak to pyra Bydgoska chabaniny, przynajmniej nie umrzemy z głodu. A z racji, że jeszcze się wziął i zrobił jadłopodawcą to wszyscy hepi.
No ale Faber umiera i oni jednak gotują,nie nurkują teraz, kurna to czekamy na was 2h a wy teraz jeść będziecie? JO!
Dobra to my idziemy, pogoda kosa ale nie straszny upał, szybki klar, graty do wody i mamy iść.
No więc, przy pierwszej atrakcji gubię się z całą resztą. Widzę chwilę Cybula, robię jakieś zdjęcie i nie widzę już nikogo.
W Sulejowie było źle ale na Płotkach to jest dramat. Woda syf totalny. No i jeszcze z racji przejścia stada piankersów, cały ten odmęt fruwa jak pojebany.
Momentami nie widać ani ręki ani ręki z poręczówką, ani właściwie to nic nie widać. Po 12 minutach takiej ekstrawagancji mówię, pierdole dziękuję serdecznie, wychodzę.
Rozbieram się i idę na mcFappera, jadłopodawca z Ironem poprawiają cukry i humory. Myślę zaraz wyjdzie reszta. Ale stoimy gadamy, widać pasy bomblów, widać że polska C walczy dalej.
Polska A i C w definitywnie bardziej męskich strojach
Reszta Polski C wyłazi z wody, jacyś mokrzy tacy…
Miałem już zrezygnować kompletnie ale Faber przekonał mnie do pójścia w bok z drugiego pomostu.
Jadłopodawca godny polecenia mocne 2 na 5 gwiazdek – kultury i higieny nie uświadczysz 😀
Do wody tym razem w zmienionym składzie. Fabritto, Irono, Tomasso aj!
No to z syfu trafiliśmy na syf, może ciut mniejszy bo nie było zawiesiny aż takiej jak na wejściu 1.
Mija 15min, Faber to nie zna pojęcia płyń wolniej, spal mniej. Nieee śmigło w dupie chodzi jak koń na westernie. Zapierdziela jak szalony. No i gubimy się.
W sumie to jedyny plus tego nurkowania pare porządnych koni było złapanych okiem 😉
Już nie robi to na mnie wrażenia. Spływa to jak po kaczce. Po prostu pobujam się sam. Pływam i pukam się w czoło po co. Syf. Aparat cięzki, łapy bolą, zero fot. Bujam się szukając czegokolwiek na ujęcie. Szału nie ma. Znajdujemy się przez chwilę z Ironem ale to tyle bo gdzieś się znowu rozmijamy.
Wychodzę. Reszta frontu wschodniego czeka podobno na desant. Pytam się za ile chcecie wchodzić – no za jakieś 40min. Mają wywieźć nas na środek jeziora i wrócimy sobie przy brzegu. Tam musi być lepiej. No okej spróbujmy. Żegnamy się z Fabritto i Ironem- mykają na wieś bo żony biją 😉
Po godzinie z kawałkiem – ale nie spieszyło się nam – ładujemy się 3ci raz w pielesze i idziemy na krypę. Katamaran pożal się Boże 😀 nie wiem kto go tak górnolotnie nazwał ale przynajmniej było śmiesznie. 8 chłopa ma na to wsiąść. No to przy 5tym już było wiadome , ze nie ma takiej opcji. Wskakuję do wody, kładę się na plecach z nadymanym workiem…wypornościowym… za mną Boguś i tomek wybierają tą samą opcję. Płyniemy i prawie zasypiam, wszystko przez te zasrane tramwaje by je szlag. Za to opcja holowania po ciepłej wodzie w prawie zerowej grawitacji supr sprawa, polecam.
Zatrzymujemy się, dopłynęliśmy. 5ciu nas zostaje po tej stronie jeziora, 2ch płynie na drugą stronę. Wsadzam bryle pod wodę. Kaszana. No to teraz nie dość, że woda syf to jeszcze się opedałować trzeba do brzegu. Co zrobisz. Nic nie zrobisz…
Po 40min płynięcia szlamem łapie poręczówkę na główny pomost. No ale gazu mam sporo, nie mam aparatu, mam już ocieplacz bo wcześniej nie brałem to może bujnę się w dół się schłodzę trochę. Mijam pare atrakcji, dochodze do 10m i teraz zamiast syfu, mam też ciemnię, zmianę koloru na brunatny i zawężenie widoczności do 30cm. No jest sens pchania się dalej jak w morde. Wyrabiam oszalałe 87 minut, nie wiem po co i na co i wychodzę. Wychodzi i reszta. Cybul znalazł jakiś stary balast przez co zarobił sobie na zwolnienie z opłaty bazowej. Fajna świecka tradycja. Żegnamy się z Płotkami i Śledzikiem 😉
Maltańskie nawyki pomagają przetrwać smutek widoczny na zdjęciu powyżej 😀 darcie łacha podstawą dobrego związku partnerskiego 😀
W powietrzu trochę chłodniej, cały czas zmiany pogody, od wczoraj przez Polskę przechodzić miały super zlewy. Na szczęście nas ominęło. Zawijamy się do Bydzi i to w szybkim tempie bo jutro niedziela nie pracująca, trzeba coś do szamania wziąć.
Dojeżdżamy koło 23, dostajemy prowiant na drogę i pierwsza z wieczornych niespodzianek. Przy rozliczaniu kasjerce hotelowej jednak nie pasowała opcja jaką załątwił Faber z właścicielką i policzyła nas z grubszej rury. +30 za ten jebany tramwaj he he. Śmiech przez łzy za 4h znowu zaczną nakurwiać. Drugą super wiadomością jest to że przejechaliśmy 100km i Jacek musi wracać. Zostawił ocieplacz. Robi się milej bo to przecież my pakowaliśmy i my nie wzięliśmy. Ty no jak? Jacek? Spakowaliśmy się, wy poszliście na szamę. Czekaliśmy podjechaliśmy meneleksem zrzuciliśmy nasze, została tylko moja walizka. Nic twojego nie pakowaliśmy. Atmosfera się zagęściła. Zasada jest prosta, twój sprzęt to sam go pilnuj, nikt inny nie powinien się do niego dotykać chyba, że oto się go poprosi. Nastała cisza.
Dowiedzieliśmy się w międzybiegach, że Piechcin może być takim samym nocnikiem jak Płotki ale podobno na Honoracie jest wizura. Tam gdzieś zawsze jest wizura. Uwielbiam ten zbiornik. Wszyscy zgodnie chcą Honoraty. Faber potwierdza możliwość dojazdu więc nic już nie stoi na przeszkodzie. Prócz tego ocieplacza. Ale ja biorę zawsze 2, żeby smrodem nie zabić po tygodniu. Chcociaż zawsze ktoś się zmoczy, pęknie mu pompa czy zostawi w cholere 100km dalej 😉 Rękawic się też jakies znalazły u Bogusia więc stary człowiek i może znowu uzbrojony po zęby i zdatny do nurkowania.
Jebany tramwaj budzi Cybula 4.21, mnie po 5tej, Turek śpi jak Cygan pod dywanem 😉
twarze inteligencją niepokalane… niedowaga mózgowa stwierdzona… pefron przynajmniej to może kiedyś zasponsoruje…yyy…eee…
Na miejscu jeszcze psuto ale najazd dziki trwa. W ciągu godziny z minutami zapełnia się już cały parking na dole. Wsiadam w twina 2×12 – niuans, bo moje 2×15 puste. Jest lżej, dużo lżej. Gazu ostatnio nie pochłaniam jakoś za specjalnie dużo a i nurek taki, że na pewno obgonimy. Każdy dobiera jeszcze po stage’u żeby było gazu pod kurek na drugiego nura i ruszamy.
Pare dni wcześniej zatopili śmigłowiec mi2. Dopływamy do niego całkiem szybko. Jest bardzo ok. Wizura powala w sumie już z brzegu. W końcu coś widać. Faber znowu tryb śmigło. Popindala jak oszołom. Na Mi2 trochę zamieszania bo nie ustaliliśmy ile mamy być na atrakcji, niektórzy jeszcze dopływają, inni już płynęliby dalej. Mącimy trochę.
Od lewej: Fabritto de Tuna del mar, don vito Cebullo, der Turek auf krepiec, Zbygniew zwany pięknym, Jacek pół kotwica z mazur
i team natrysk: Tomasz i Bogu
a mogli zapianować!
szkółka okoniowa w okienku hot lodo campera
se poczekasz na to zamówienie 😉
Dopływamy w końcu do ledwo co tu utopionego Mi2. No i to jest kosa! Prze kosa! ZAtopili coś podobnego u nas nad jeziorem Białym. Ale nigdy nie było mi dane jeszze zobaczyć śmigła pod wodą. Bardzo pozytywnie. Siedzimy trochę za długo ale weź dzieci ze sklepu z zabawkami wygoń…
Jo!
Zdziwerko pełnym tempem 😉
Zbigniew sprawdz ile dadzą za to na złomie. Musi na flaszkę powietrza się nazbiera 😉
nowa koszulka? 2018? 😉
tylko po co ten czarny kutas na szybie? słabe to…
ekipa zrytego beretu sprawdza w międzyczasie grubość lakieru. Są plany że do Cybulowej octavii podobno drzwi od Mi pasują
jest i starszyzna 😀
robi się gęsto…czas zmieniać miejscówkę
O! w końcu odpłynęli 😉 dobra gdzie oni są???!
Stoją już przy stole ale ani flachy nie widzę, ogórki zostały na powierzchni (btw Iron mam nadzieje że pyra bydgoska przekaże ten słoiczek 😉 )
Czas na kwintesencję! Truskawkę! Tomasza Hajto akwenu! Tak! Ściana wyngla! Robi robotę ponad normę!
Dalej do platformy i tam już na skały węgla. W sumie najbardziej klimatyczna ściana po jakiej pływałem. 3x GL7 i Jacka cośtam z L4M ciuń mocniiejsze od GL robią dzień.
Dzięki Boguś za oświetlenie mi ryja, brakowało mi trochę światła tam na 20 paru m 😉
Wspinali się prawie jak na K2 😉
Porządne latarki przy pracy 🙂 nie jakieś tam badziewie
Nawet kryptoreklama się wkradła, byś Lechu chociaż lajka dał 😛
Dopływamy do punktu – koszulkowego – Skałka z czachą i kluczem. Jakiś debil niedorozwinięty zniedowagą mózgu musiał ją tym kluczem rozpiepszyć bo zostały tylko pokruszone zęby. Jesli to czytasz to kij ci w dupe aż po same uszy ułomie i wal nura w koryto matko frędzlu. Nie zrozumiem takich ludzi. Co mu to przeszkadza? Anarchia? to wyjdź zwody i się pochwal na całą twarzoczaszkę coś zrobił, zobaczymy jak reszta środowiska zrobi ci anarchię z dupy. Czacha pozostanie na wieki w focie i koszulce i w „serduszkach” 😀
Zostały tylko zęby na dnie… debile
No i zrobiło się tu dopierro płotkowo
Wychodzimy z punktu G. Zostaję troche w tyle i znowu Faber odwija kite i spiernicza w miedzę. Doganiam go na skrzynce z oranżadą i za chwile znowu gubię bo znowu ktoś wytworzył mleczarnię. Nogi kurna do góry, a nie 5cm przy dnie jak nie umiemy „nie mącić”.
kobieta pracująca, żodnyj pracy się nie boi. JO!
Jacku śmiem twierdzisz że prawą stopą dołączasz do kolegi od zapinania suchara tył na przód ;D a może się mylę? ale już wiemy czemu ci dupa do dołu leci – to nie przez ołów! 😀
Don Cybul dostał żółtaczki oczu i musi opuszczać wodę, żeby nie popuścić wody 😀
Typowe zdjęcie przed i po – wypróbowaniu suchego skafandra 😉
2 gały niestety już bez ciśnienia, ale jakieś takie spokojne było
Zgarniam resztki, płyniemy poręczówką która zdaje mi się w urojonym umyśle poręczówką na las. Zawracam wszystkich i każę iść do góry. Niestety jak się nie zrobi porządnego rozpoznania terenu i ogarnięcia mapki – mówię tu bez bicia o sobie samym – do tego liczy na przewodnika któren miał przewodzić a nie spierdalać 😀 to takie efekty. Na wyjściu fajne drzewo z manometrami ale zaraz, wszyscy już wyszli… 50min… no okej ide i ja. Co jest? no spiepszyłeś zobacz zawróciłes nas z łódki tzw. górnika. Kurła myslałem że to idzie na las w dodatku zmyliła mnie tabliczka z napisem i strzałką że łódka jest 10m ale w przeciwnym kierunku. Bądź też na 10m cholera go wie w sumie co autor miał na myśli. No to mamy 2 opcje gazu jeszcze troche jest albo idziemy pod wodę albo wychodzimy i robimy to na drugim. Ostatecznie wychodzimy. Klasycznie musiałem odpalić jeszcze jakiś przypał. W wodzie patrzę czarno czerwony skafander, komputer ratio, myslę Jacek no to gestykuluję, ty taki nie taki choć no tu, zatrzymaj się po co kurwa wyslziście na powierzchnię skoro jeszcze gaz jest? ale tak patrzę… yyy… no sory kolego żem cię ojebał 😀 – klasyka – opiepszyłem kogos podobnie wyglądającego do kogoś od nas z teamu. Przypau…
Krajobraz jak po wojnie atomowej, podoba mi się taki klimat
i potem się cieszę że eee zrobiłem 250 fot. Patrzę w domu, no spoko 30 fot bo się wcisnął spust i mamy zaprezentowane płaskostopie 🙂
Przerwa powierzchniowa w miarę krótka bo Fabritto musiał wracać na 14 do domu. Żona bije ale wolno biega taaa, już ja rozumiem po co ci ten triatlon. Ćwicz ćwicz i tak cie rozjedzie autem…gamoniu 😀
Drugi nur dzielimy się na grupy bo jest ciężko inaczej. Faber zawija team zryty beret. Ja w sucharze ubrany i gotowy czekam na team natrysk z teeamem tetryk. Tramwaje w głowie dalej grają mendelsona więc prawie zasypiam pod wiatą. Szybkie przebudzenie patrzenie no nie ogarnę bo zaraz się rozpłynę mam już saunę. Idziemy do wody. W odpowiedzi dostaję to wy idźcie a my zaraz dojdziemy. No dzięki Tomku to mogliśmy to tak dobre 5-10min wcześniej ustalić ale ok. Zawijam się, zawijam tetryków.
Plan nura płytki, auto, trzyczepka, górnik, las i jeszcze raz 😉 Zanim weszliśmy do wody Faber wyszedł zasysając denka. Poszedł tylko doprowadzić Cybula i Turka na górnika i wrócił. Tak, żona wolno biega.
Auto porosło trawą, coś brak krów i kóz podwodnych? do sałatki JAcek trzeba było zawinąć troche 😉
Ty ale tego górnika nie widzieliśmy! No jak nie? No a gdzie był? Jacek, to ta łódź 😉 TA ŁÓDŹ!
Wychodząc z górnika na powrocie spotykamy team piankers natrysk
Tym razem ogarnąłem połączenia jak Te Że We. Wizura przyjemna. Wszystko idzie łatwiej w mniejszej grupie. Tetrycy sie pilnują, płyniemy wolniutko. Dobijam 200 fot. To tu ma sens. 2 poprzednie zbiorniki ku zdziwineiu w domu po przyjeździe jakimś cudem wyszły. Nie wiem jak… Na lesie mijamy team zryty beret, wcześcniej team natrysk. Jest ciepło.
i zryte berety które już kończyły przygodę w tej części akwenu – kij może Cybul na koszulke 2018? 😀
OWDziak dostał błogosławieństwo, radzi sobie bardzo dopsz!
Jackowi przeszkadza grawitacja i halny wiatr
Woda gorąca, na pewno nie na ocieplacz BZ400 i tej klasy.
Przypomniało mi się że jakieś kiedyś z ręki zdjęcia robiłem też 😉
miłość miłość w zakopaneeeeem
W tym roku wszystko startuje wczesniej, toteż i Jacek zabiera się już do kopania ziemniaków.
Jolkki brak za to przeglądu technicznego też nie uświadczysz
stadko małych koni pod platformą
DJ rozkręca imprezę
ZZZbygniew juz czuje czcze, noga chodzi widać jak ta lala 😉
Trzeba się schłodzić.Idziemy ciuń niżej na 17-18m ale prócz palików nic tam wspaniałego nie ma. Sygnał o gazie w grupie każe zawracać. Przechodzimy torem pod dom. Wpływam pod platformę i widze, że już tetrycy się zgubili. Tym razem szybki zwiad daje rezultat i za chwilę widzimy się ponownie. Pokazuję im drzewo i zawory. Macham ręką w geście pożegnalnym bo mam jeszcze sporo gazu i idę solo na drabiny. Chłodek. Nikogo nie ma, cisza i spokój. To lubię.
Foty porobione, gaz jeszcze jest, może by tak jeszcze w bok…eeee 90 minut pykło starczy. Jest po co wracać, a tak mogę przedobrzyć i mieć dość.
Tak jak mam dość koparek aktualnie. Awersja. Chyba wszyscy potrafiali gdzie mieli trafić, humory poprawione. Czas zawijać się do domu. Honia jest akwenem na który aktualnie ciągnie mnie najbardziej. Ma największy potencjał. Nie jest jeszcze przerżnięta przez stada słoików z importu. Aczkolwiek leżak już miał iść na podpałkę. Ale by kiełbasa się gównem odbijała więc ostatecznie oszczędziliśmy czerwony leżak firmy z tłustym przedstawicielem 😀
Hono była truskawką na torcie i w mym osobistym mniemaniu zrobiła nam wszystkim dobrze. Nauczony nowymi doświadczeniami, pływanie w zbiornikach nieznajomej widoczności raczej odpuszczę. Tyle, że czasami i bujdy słychać, że jest, że jest minimum 5m.Fajnie z drugiej strony powiedzieć czasami – ale u nas to jest dopiero wizura 😉 czas na śmigło, ale nie te Twoje Fabritto z dupska. Piaseczno – home sweet home 😉
ps. jebać tramwaje! całą wsią! ba poniżej limeryk z tomu o wdzięcznej nazwie jebać tramwaje!
pps. Czy ceny bicia butli to w niektórych przypadkach już nie wchodzą w chory zakres? Jasna sprawa, że to nie czerwony krzyż ale no ogarnijcie, że wbijanie poniżej 190bar i liczenie jak za 300bar to trochę przegięcie gitary. Nie zachęca do bicia. Wiem bo mam, bo bije i nie róbmy z pewnych rzeczy demonów…
ppps. Ogarniajcie i sprawdzajcie zawsze sprzęt. Jest tylko wasz! Szczęki też wam będzie trzeba przynosić? 😛
Do następnego bydgoskiego! Tramwaju jebanego! i w górę!
Comments by thoms